piątek, 13 września 2013

Rozdział 7

Na samym początku chcę z całego serducha przeprosić Was za tak długą nieobecność. Jednak wena jest rodzaju żeńskiego i tak jak my Kobiety lubi pierdolnąć focha w najmniej odpowiednim momencie i to z przytupem. Jeszcze raz przepraszam. Dziś weszłam na blog. Dosłownie o 19 i zobaczyłam 21 komów. Dziękuję za wszystkie miłe słowa jakie zostawiliście pod ostatnią notą. To naprawdę buduje. Druga rzecz... Przeczytałam od nowa notę i mnie wryło... Nie pamiętam w ogóle jak ją pisałam. Byłam w wielkim szoku, że to jest moje i wyszło spod moich paluchów. Kolejna sprawa to ostatni wstęp... Jestem w mega szoku i doszłam do wniosku, że mam nierówno pod sufitem... Serio... Porównywać się do wojowniczej księżniczki Xseny to serio… Noo..  W ogóle to chyba wiem kiedy tamtą notę pisałam. Zdecydowanie Alkohol mi nie służy :P Bo jestem jeszcze bardziej pierdolnięta niż bez niego :P Nie wiem jak ta nota wyjdzie i czy będzie równie dobra co poprzednia. Sama jestem w szoku, że coś tak dobrego napisałam… Nie, nie jestem narcyzem i wiecie to najlepiej. No to.. taa zapraszam do czytania :P Bo piszę jak zawsze na spontanie i nie sprawdzam potem tego co wrzucam :P Miłego męczenia się z moimi bohaterami :D Jezu… Dobra zamykam paszczę bo jeszcze ktoś powie mi jak w Grze o tron: „zawszyj twarz” :P 

Czułem na swoim ciele jego dłonie… Każdy centymetr… Nie, każdy milimetr mojego ciała płonął… Pomimo, że zniknął i to w takich okolicznościach czułem się odrzucony… C-co?! Co ja właśnie pomyślałem?! Joe! Idioto! Szybko wytarłem się i pobiegłem do pokoju. Tam rzuciłem się na łóżko. Czy zasnąłem? Nie. Nie ma nawet takiej możliwości bo to co działo się w tym pokoju też doskonale pamiętałem… Z-zaraz! On jutro chce wpaść? Oficjalnie? O co mogło mu chodzić? Przecież jest sławny, prawda? Nie może tak sobie chodzić po miastach. Każdy go rozpozna… Wtuliłem twarz w poduszkę i zaciągnąłem się jej zapachem. Czułem go… C-co ten facet mi zrobił?! Jak można tak wyprać komuś mózg?! C-czy to przez… N-nie… Nie mogę o tym myśleć. Zamknąłem oczy i nie wiem kiedy objęcia morfeusza zabrały mnie w piękną krainę zwaną snem. 
-Joe! Joe! Wstawaj! 
Zmarszczyłem brwi i przekręciłem się na bok. 
-N-nie teraz… 
-JOE! 
Szybko usiadłem bo były to słowa padające z ust mężczyzny, na którego moje ciało działa wbrew mej woli. 
-Noah! C-co ty tu robisz?! 
Rozejrzałem się po pokoju. To co zobaczyłem, nie spodobało mi się. Było tu pełno takich jak on. Czaicie? Takich rodem z horrorów z czerwonymi ślepiami, kłami i łypiącymi na ciebie jak na soczysty kawał mięcha. 
-K-kim oni są? 
-Mówiłem kocie, że wpadnę z oficjalną wizytą, prawda? Dziś mój drogi… Staniesz się jednym z nas… Jednak… 
Złapał w palce mój podbródek i uniósł go ku górze, aby patrzeć w moje przerażone oczy. Tak, byłem kurewsko przestraszony! Jak to mam stać się jednym z nich?! 
-Widzisz moich braci? Każdy z nich musi zrozumieć czym dla mnie jesteś, Joe. 
-C-co to znaczy?! 
Wywrócił teatralnie oczami i zaśmiał się. To nie był Noah jakiego znałem! Te spojrzenie, rysy twarzy i uśmiech… Moje ciało wbrew mnie zaczęło drżeć. 
-Każdy z nich cię posiądzie i skosztuje twojej krwi.. Na koniec ja… Twój Pan i stwórca, wypiję całą twoją krew aby zmienić cię w jednego z nas… 
-T-ty żartujesz, prawda?! 
Wyprostował się i spojrzał w moje oczy. 
-Nie. Jestem poważny. 
Po tym ruszył w ich stronę, dając im znak jakby mogli brać ochłapy dla siebie. 
-NOAH! NIE RÓB MI TEGO! 
-Ciii mały… Chyba nie chcesz, aby na twoich oczach została zabita cała twoja rodzina?
Zacisnąłem dłonie na materiale pode mną. Opuściłem głowę, a moje długie włosy zalały niczym kurtyna twarz. Z oczu skapywały pojedyncze łzy na pościel. Moje serce biło ze zdwojoną mocą a ja? Chciałem umrzeć. Jest tu ich z dziesięciu… M-mają mnie zgwałcić?! Co ja jestem?! Męska dziwka?! Tylko Noah może mnie tak dotykać! Rzucili się na mnie i gdy we mnie jeden wszedł a reszta wbiła kły w ciało… Krzyknąłem na całe gardło i zobaczyłem, że na łóżku leżę sam. Szybko usiadłem i zacząłem przeglądać ciało. Nic mi nie było. T-to był tylko sen? Co to ma znaczyć?! Noah… co ty chcesz zrobić? Z-zaraz… c-co to jest… Przetarłem palcami oczy i zamarłem. Płakałem przez sen? Wtedy do pokoju wpadła moja siostra. 
-Joe! Nie uwierzysz kto jest pod naszym domem?! To Noah! Z zespołem i kamerami! 
-C-co?! 
Szybko podbiegłem do okna. Nie kłamała. Sukinsynie coś ty wymyślił tym razem?! Jakby na moje pytanie, Noah spojrzał w okno prosto w moje oczy i posłał mi wredny uśmiech. M-musze się ubrać… Szybko zarzuciłem coś na siebie w myślach zabijając dziada na wszelkie możliwe sposoby. Minąłem siostrę i zbiegłem na dół. 
-Mamo, co tu się dzieje? 
-D-dobre pytanie… 
-Joe Brown. Zostałeś wylosowany z wielu ludzi, dokładnie z całego kraju. 
Spojrzałem na twarz mężczyzny, którą bardzo dobrze znam. 
-Nasz zespół potajemnie zrobił losowanie wśród ludzi. Wylosowany zostałeś ty. Od dziś przez minimum rok będziesz jeździć z nami w trasy, za co rzecz jasna będziemy płacić. 
-C-co? To nie jest możliwe. Mam tu pracę. 
Zacisnąłem szczęki i dłonie. Więc o to mu chodziło. Chce mnie zabrać jako swoją maskotkę. 
-No chyba nie odmówisz. Jeśli nie ty to nikt nie znajdzie się na twoim miejscu. Uwierz mamy dość wielkie grono fanów i nie tylko w tym kraju, którzy daliby wiele aby zająć twoje miejsce przyjacielu. Chyba nie chcesz skierować ich złości na siebie, prawda? No i na twoją rodzinę… 
Z-złości? Debilu z kołkami zamiast zębów! Oni mnie znienawidzą za to, że to ja tu jestem a nie oni! Spojrzałem szybko na rodziców, siostrę która właśnie dostawała ślinotoku i na mojego siostrzeńca.
-Wujku… 
-Tak, Alex? 
-Ten tu.
Wskazał małym paluszkiem na Noah.
-Nie podoba mi się. Jest demonem, wiesz? Nie jedź z nim bo cię zje. 
Nawet nie wiecie jakim śmiechem wybuchłem. Nie patrzyłem na ludzi, kamery i całą tą sytuację. Kucnąłem przed nim i poczochrałem mu włosy. 
-Nie można tak mówić o ludziach, Alex. Nie bój się nie dam się zjeść dobrze? 
Wstałem i spojrzałem na Draculę. 
-Dobrze. Ale w zamian będziecie płacić minimum 10 000 mojej rodzinie. Pasuje? Oczywiście miesięcznie. Cóż to dla was… 
Uśmiechnąłem się wrednie. Mieli menagera, który na pewno na to nie przystanie a ja uwolnię się od tego krwiopijcy. No już mówicie nie i wypad z mojego domu… Swoją drogą wampiry mogą wchodzić do domów bez zaproszenia? 
-Zgoda. Spakuj się, a my czekamy w aucie. Tylko ruchy niedługo mamy kolejny koncert. 
Z-zatkało mnie. Ten dziad był przygotowany na wszystko. Oj ja stworzę ci piekło na ziemi. Gorsze od tego z którego pochodzisz. 
-A-ale… 
-Tak? Jeszcze jakiego wymogi? 
Ten to głosu… Taki sam jak ten w łazience wczoraj kiedy… Moje ciało zaczęło drżeć, więc spojrzałem w bok. 
-N-nie zaraz przyjdę. 
-Czekamy. 
Opuścili dom a siostra rzuciła się na mnie jak wygłodniałe zwierzę. 
-Ale masz farta Joe! Będziesz z nimi przez rok i będą ci jeszcze płacić! Poznasz ich od strony jakiej nikt nie zna! 
Żebyś, kurwa, wiedziała… Znam tego typa aż za dobrze i nie chcę poznawać reszty… Poza tym.. Zaraz… Spojrzałem na zegarek i niemal padłem. Ja tak długo spałem?! Jak to możliwe?! Czyżby on mi coś zrobił. Boże w niebie! Widzisz a nie grzmisz?! Jak możesz pozwalać takiemu demonowi na pożeranie mnie żywcem?! Co?! Świetnie teraz będę pożywieniem, maskotą… Czym jeszcze kurwa? Nowoczesną dmuchaną lalką?! 

niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 6

Na samiutkim wstępie chciałabym Was kochani przeprosić za moją tak długą nieobecność… Wszystko jest wynikiem tego, że moja jakże wspaniała i kochana wena… Najzwyczajniej w świecie wystraszyła się mojego zrytego beretu i spierdoliła dalej niż gdzie raki zimują : ) Jednak ja – wojowniczka, kurwa, Xena – nie dałam się jej zrobić w pałę i odszukałam ją. Wpierdoliłam jej na kolanie i powiedziałam, że jeśli zrobi to jeszcze raz to ma wciry gorsze od mojej chorej wyobraźni xD To chyba ją przestraszyło, bo jak ręką odjął dostałam natchnienia :D No to tak z tych wstępnych informacji xD
Idąc dalej mam kilka dedykacji i podziękowań xD No to lecimy:
Nicola – dziękuję Ci kochana za czytanie moich dennych opowiadań i komentowanie ich : ) Taa… Dobrze czytasz :P Uważam, że nie mam talentu pisarskiego xD Dziękuję też za to, że mnie nie odnalazłaś i nie zabiłaś :P Bo jak wspomniałam w komentarzu łaskotek nie mam xD Jeszcze raz dziękuję Ci, że trwasz przy mnie i czytasz te wszystkie wypociny :D
Mazohyst – Pomimo, ze przestały pojawiać się Twoje komcie wiem, że czytasz moje opka. Dziękuję Ci za to : ) Jak również za to, że zgodziłaś się na poprawianie moich tekstów xD Jesteś Wielka xD
Illusion – Dzięki, że do teraz mnie czytasz i zostawiasz po sobie ślad. Jesteś kochany i cieszę się, że moje opka się podobają, jednak jak pisałam do Nicoli, uważam iż nie mam talentu pisarskiego.
Kitty – kochana coś mi ostatnio zniknęłaś, ale widzę, że jednak czas na czytanie znajdujesz i mnie to cholernie cieszy. Mam nadzieję, że u Ciebie już lepiej i pamiętaj zawsze jestem serduchem z Tobą. Gdybyśmy koło siebie mieszkały to już byśmy miały o czym gadać xD

Noo… To może na razie koniec tych wstępów bo mnie zabijecie, że tak długo czekaliście a tu więcej wstępu niż noty :P hahah xD  Zapraszam więc do czytania i komentowania xD Uprzedzam jednak, że nie wiem jak ta nota Wam się spodoba, bo pisana była na kompletnym spontanie i jednoczenie bez ani jednego planowanego zdania xD haha xD Cała, kurwa, ja xD


To przyjemnie kujące uczucie w podbrzuszu nasilało się z każdą sekundą, kiedy Noah nie przejmował się tym kimś za drzwiami. Poczułem jego usta na uchu, kiedy wpatrywałem się w drzwi.
-No dalej… Odpowiedź… Chyba nie chcesz, aby ktoś wszedł teraz do nas hm?
Wyczułem w jego głosie rozbawienie. Tak! Tego dranie jak najbardziej bawiło to z czym ja wewnętrznie walczyłem.
-N-nie chcę…
Szepnąłem i nabrałem w płuca powietrza.
-K-kto tam?
-Joe… Co ty do cholery robisz o tej godzinie pod prysznicem?!
Boże! Nie dam rady tak długo. Noha zaczął wolno, ale mocno poruszać się we mnie, a ja powstrzymywałem się od jęczenia.
-S-skoro wiesz, że jestem pod prysznicem to po co dobijasz się do mnie jak głupia?! Potrzebowałem się umyć po masturbacji i tyle!
Po drugiej stronie usłyszałem, jak moja siostra zachłysnęła się powietrzem.
-N-no co?! Sama pytałaś co robię pod prysznicem.
Spojrzałem w oczy Noah, a on pchnął we mnie tak mocno, że gdyby nie ściana to leżałbym jak kłoda na brodziku. Dobrze, że zdążyłem zagryźć wargi. Jednak zrobiłem to z deka za mocno, bo z dolnej popłynęła mi strużko krwi.
-Jesteś okropny!
-Też cię ko-kocham! Może chcesz dołączyć?
Czemu to powiedziałem? Nie wiem, myślałem, że odmówi… Znaczy zwyzywa mnie od oblechów i takich tam, ale zamiast tego usłyszałem poruszającą się klamkę. Otworzyłem szeroko oczy i z przerażeniem spojrzałem w krwawe spojrzenie Noah. A to sukinsyn! To o to mu chodzi!! Zacisnąłem mocno szczęki, a zaraz po tym przekręciłem głowę w bok.
-T-tak! Jest mi do cholery dobrze! A teraz… z-zrób coś! Nie może nas zobaczyć!
Noah zaśmiał się triumfalnie i nawet nie wiem kiedy, stałem na brodziku sam, a drzwi otworzyły się. Cholerny dupek! Nie o to mi chodziło! Fuck! Myśl Joe! Myśl! Spojrzałem na swoje krocze i zamarłem. Świetnie. Koleś bawisz się kurwa w maszt czy ki chuj?! Teraz nie ma na to czasu przyjacielu! Zamknąłem oczy, westchnąłem i odwróciłem się do siostry. Złapałem za penisa i poruszałem na nim dłonią.
-Widzę, że przyjęłaś propozycję. Czyżbym podobał ci się nie tak jak powinien brat?
Poruszyłem przy tym w górę i dół brwiami. Fuck! Jebnę! Zatkało ją! Odchyliłem do tyłu głowę i jęknąłem i… w końcu.
-JESTEŚ OBLECHEM JOEE!! NIE POKAZUJ MI SIĘ JUTRO NA OCZY!
Po tym wybiegła z łazienki trzaskając drzwiami, a ja chciałem zapaść się pod ziemię. Czułem, że takiej cegły to ja na mordzie nie miałem nigdy w życiu. Ale to nie był koniec mojego zażenowania. Nagle usłyszałem brawa i śmiech. Zapomniałem, że on nieźle potrafi się ukrywać i wcale nie musiał stąd wychodzić! Wampiry! Niech je ktoś zadźga kołkami… Albo nie! Wsadzę mu w dupę kołek i podpalę koniec! Niech sukinsyn cierpi!
-Przestań! To jest krępujące!
Warknąłem i szybko zakręciłem wodę. Wyszedłem z kabiny i złapałem za bokserki. Taa… Fajnie, że zdążyłem za nie złapać, bo już po chwili byłem przyszpilony do ściany, a Noah napierał na mnie swoim nagim, idealnym ciałem. Serce podeszło mi do gardła. Nie chcę seksu! Za dużo tego na jedną noc! Poza tym jestem na niego wściekły!
-Niedobry chłopiec. Myślałeś, że po tym co mi powiedziałeś i co pokazałeś przed siostrą, ja pozwolę ci tak po prostu ubrać gacie i najlepiej puścić sobie wolnego?
W jego głosie usłyszałem wściekłość wymierzaną z niedowierzaniem. Taa.. Wiem. To było pytanie retoryczne ale ja i tak musiałem odpowiedzieć.
-Tak! W końcu mnie zgwałciłeś draniu!
-Tak?
-Tak! A teraz mnie puść!! Słyszysz?! Nie mam już ochoty!
-Ochoty? Przecież przed chwilą powiedziałeś mi, że zostałeś przeze mnie zgwałcony, a teraz okazuje się, że miałeś jednak ochotę na te wszystkie rzeczy?
-Nie! To był czysty gwałt! A teraz puść mnie!
Poczułem jak jego palce boleśnie zaciskają się na moich nadgarstkach, a one zostają unieruchomione nad moją głową.
-Gwałt, co? Pokażę ci czym jest gwałt!
C-co on powiedział? Nie chcę! Tak, właśnie sram ze strachu. Od razu zacząłem szarpać się z nim, ale co ja mogłem. Zwykły śmiertelnik w starciu z taką istotą nie ma najmniejszych szans.
-N-Noah! To boli! Puść mnie…
-Ma boleć. W końcu z gwałtu  nie można czerpać przyjemności, prawda Joe? Skoro tamto było gwałtem, to muszę dać ci lekcję jak prawdziwy gwałt wygląda… 
Wymruczał mi w ucho. Sparaliżowało mnie, serce torowało sobie drogę przez gardło na zewnątrz… Poczułem jego sztywnego członka, który napierał na mnie i… Coś we mnie pękło. 
-Błagam nie rób mi tego! Przepraszam Noah! Przepraszam! 
Zacisnąłem powieki, a zza nich wypłynęły słone łzy. Bałem się. On jest wampirem… Może ze mną zrobić co chce a ja nie mam najmniejszych szans. 
-Cii… Joe… Już dobrze. 
Odwrócił mnie do siebie przodem i wtulił w swoją pierś. Ufnie, niczym małe dziecko, wtuliłem się w niego drżąc jak osika na wietrze. 
-Nie prowokuj mnie mały. Jestem strasznie wybuchowym facetem i naprawdę mogę zrobić ci krzywdę, nawet wbrew sobie. Wampiry to bardzo honorowe i dumne istoty… Dlatego nie prowokuj mnie… 
-P-przepraszam… 
Wyszeptałem i bałem się otworzyć oczy. Ten facet robi mi taki mętlik w głowie, jak jeszcze nikt nigdy… Czuję, że wpadłem w jego sidła jak ćma w ogień… W sumie to dobre porównanie. Ponieważ ogień jest piękny, kusi i hipnotyzuje… To idealnie odzwierciedla Noah a ja jestem jak ta ćma. Dlaczego? Dlaczego ten facet musiał mnie tak zmienić? Czemu… 
-Joe… spójrz na mnie. 
Podniosłem głowę i powoli otworzyłem oczy. Złapał mnie za podbródek i wpił się w moje ust. To był namiętny i władczy pocałunek. Cholera! Naprawdę stałem się jego zabawką, własnością czy jeszcze innym ścierwem… 
-Muszę uciekać, Joe… Niedługo będzie wschodzić słońce, a ja muszę jeszcze wrócić do zespołu… 
-R-rozumiem… 
C-co to jest? Ten ból w piersi i… rozczarowanie? N-nie… To nie jest możliwe… 
-Jutro wpadnę. Przygotuj się. Poza tym… To będzie oficjalny przyjazd. 
C-co? Zaraz.. 
-C-co masz na myśli?? 
-To niespodzianka kotku. 
Puścił mi oczko i przez jedno mrugnięcie moich powiek… zniknął. Dotknąłem palcami ust. Ciągle na ciele czułem jego usta, skórę i kły… O co mu chodziło z oficjalnym przyjazdem? Co on znowu wymyślił? 


piątek, 14 czerwca 2013

xD

Dziękuję za Wasze prośby o nową notę. Pokazujecie mi tym, że to opko to jednak nie jakieś gówno xD No więc tak... Ostatnio miałam cholernie duży brak weny... Normalnie nie mogłam "spłodzić" nawet jednego, sensownego zdania... Straszne to, ale prawdziwe. Postaram się dziś coś napisać i może jutro pokaże się to na stronie :) Przepraszam, że musicie zawsze tak długo czekać na moje noty... Ale chyba niestety taki mój urok :P

środa, 8 maja 2013

Rozdział 5


Przepraszam Was! Nota miała być dwa dni temu, a do tego chciałam aby była dłuższa... Jednak jak zawsze nie poszło po mojej myśli. Błagam jedynie o to, abyście mnie nie zabijali w komciach, ok? :D Ładnie proszę :D A teraz miłego czytania :)


Noah wiedział co robi. Ten pocałunek był cholernie namiętny i jednocześnie władczy. Nie umiałem zaprotestować... Przerwał go, gdy wyczuł iż zabrakło mi tchu. Spojrzałem na niego nieprzytomnym od podniecenia wzrokiem. Tak, dobrze widzicie... Dopiero co doszedłem, a już na nowo byłem podniecony.
-Szkoda, że nie jesteś jednym z nas...
Uśmiechnął się, ukazując tym samym swoje kły. Gdy teraz tak na nie patrzyłem i przywoływałem wspomnienia tego, jak zatapiają się w mojej skórze... Poczułem w brzuchu motyle, jak nastolatka, która dopiero co zakochała się. Zagryzłem wargę i gdy w końcu dotarło do mnie zdanie, jakie wypowiedział chłopak, spojrzałem w jego krwiste tęczówki.
-D-dlaczego?
Zaśmiał się, chociaż było to bardziej zamruczenie i nachylił się nad moim uchem.
-Bo gdybyś był jednym z nas... Nie musiałbym ani trochę się hamować, Joe...
Zatkały mnie te słowa. Przekręciłem głowę tak, że wpatrywałem się teraz w znajdującą się przede mną poręcz od łóżka.
-T-to nie rób tego...
Sam zaskoczyłem się wypowiedzianymi słowami. Boże! Co on mi zrobił?! Czułem na sobie jego przenikliwy wzrok. W jego spojrzeniu było coś takiego, że gdy patrzyłem w te błyszczące, krwawe oczy czułem się tak, jakby widział on nimi moją duszę.
-Uwierz mi Joe, oboje nie chcielibyśmy tego.
-Czemu?
-Zadajesz strasznie dużo pytań wiesz? Dlatego, że gdybym pozbył się tych hamulców to skończyłbyś...
Westchnął i poruszył się. Przez to poczułem go znowu w sobie i cicho jęknąłem.
-Nie byłoby co z ciebie zbierać mały. A tego ani ja, ani ty nie chcesz, prawda?
Serce zaczęło tłuc się w mojej piersi. C-czyli potrafi być on aż tak niebezpieczny? Cholera! Przez to jak mnie podszedł, całkowicie zapomniałem czym jest ten facet... To maszyna do zabijania...
-R-rozwiąż mnie... Chcę wziąć prysznic...
-Eh... A było tak miło... Serio potrafisz spierdolić nastrój. Dobra. Idź, a ja poczekam tutaj.
Po raz kolejny tej nocy opadł na łóżko, a moje ręce były wolne. Kurwa! Jak on to robi?! Powoli podniosłem się na kolana i ręce. Spojrzałem na niego. Od pasa był brudny w mojej krwi. Czyli to wtedy poczułem... To coś mokrego na moich pośladkach... Zaczerwieniłem się, bo widok jego z moją krwią... No podniecił mnie! Zerwałem się z łóżka. Złapałem bokserki i pobiegłem do drzwi. Szybko je otworzyłem i udałem się do łazienki. Nie przekręcałem zamka, bo nie widziałem takiej potrzeby. Michelle wiedziała, że jeśli nie ona jest tu w łazience to muszę być ja. Rodzice mieli swoją na dole. Rzuciłem na blat bokserki i wszedłem do kabiny. Puściłem wodę z deszczownicy i poczułem, jak woda w przyjemny sposób zalewa moje rozpalone ciało. Ale poczułem też coś jeszcze... Jak z mojego wnętrza coś wypływa... Tak, to była sperma Noah! Ułożyłem dłoń na jednym z pośladków i zacisnąłem szczęki. Cholera! Kim ja jestem?! To nie ja?! Dałem dupy facetowi?! Fuck! Oparłem czoło o kafelki i spojrzałem na swoje stopy. Brodzik był różowawy, czyli miałem rację z tą krwią.
-Nad czym tak myślisz kotku?
Serce prawie wyskoczyło mi gardłem, kiedy usłyszałem te słowa tuż przy swoim uchu. Otworzyłem szeroko oczy i chciałem przekręcić się w stronę Noah, ale nie dał mi takiej możliwości, gdyż naparł na mnie swoim NAGIM ciałem. Poczułem, jak moją twarz zalewają rumieńce, a serce przestaje bić na kilka sekund.
-No już Joe... Nie stresuj się tak. Mam ochotę na jeszcze jedną rundkę.
-C-co?! Przecież dopiero co mnie zgwałciłeś!
-Tak? Dziwne bo nie brzmiałeś jak osoba gwałcona, a pieprzona z własnej woli.
-N-nie prawda! Ah!
Jęknąłem! Kurwa, ale to przez niego! Wkładać tak raptownie we mnie palce! Zakryłem usta dłońmi i zacząłem drżeć.
-Chyba nie do końca jesteś ze sobą szczery, hę? Chcesz powiedzieć, że nie jest to przyjemne?
-A-ani trochę...
Wymruczałem w dłonie i bardziej zadrżałem, bo poruszał we mnie dwoma palcami, a drugą dłonią drażnił moje sutki. Znowu głośno jęknąłem. Co jest ze mną nie tak?! Przecież ja taki nie jestem! Nie jestem gejem! Jednak jego dotyk sprawia, że gra na moim ciele jak na instrumencie. Mój członek od dobrej chwili stał jak żołnierz na warcie. Kurwa! Odwróciłem się raptownie do niego przodem. Co prawda uderzyłem się przez to w łokieć o kurek ale chuj z tym, gorsze było to, że jego palce szybko i dość boleśnie ze mnie wyszły. Spojrzałem w jego oczy.
-C-coś ty mi zrobił draniu? N-nie jestem taki... Gej? Homoseksualista? T-to nie ja! Niech cię szlag!
Złapałem go za te długie kudły i szarpnąłem gu sobie. Wpiłem się w jego usta. Pocałunkiem pokazałem mu to co czuję. Złość, niepewność, pożądanie, fascynację, strach, irytację... Wszystko w jednym łapczywym pocałunku. Po oderwaniu się w końcu od niego, oparłem się plecami o mokre kafelki. Dysząc z pożądania, mając rumiane policzki i ciało gotowe do kolejnych zbliżeń z tym człowiekiem... Spojrzałem mu w oczy.
-U-ugryź mnie...
Patrzył na mnie zaskoczony, ale tylko chwilę bo szybko powrócił na ziemię. Podszedł do mnie z szerokim, zboczonym uśmiechem.
-Skoro tak bardzo tego pragniesz... Mówiłem ci już wcześniej mały... Jesteś mój!
Przesunął nosem po mojej szyi i po tym jego ostre kły znowu przecięły moją skórę, zagłębiając się w moim ciele coraz bardziej i bardziej. Jęknąłem. To już mnie w ogóle nie bolało. Podniecało i sprawiało, że od samego ugryzienia niemal dochodziłem.
-W-wejdź we mnie... Noah...
Nic nie mówiąc, ani mrucząc, złapał moje biodra i je uniósł. Następnie zarzucił moje nogi na swoje biodra i wszedł we mnie. Krzyknąłem z przyjemności i zarzuciłem mu ręce na szyję. Wypełnił mnie całego. Mocno i szybko pchając biodrami. Nie trwało to długo i doszedłem krzycząc jego imię. Nie obchodziło mnie teraz to, że siostra jest na tym samym piętrze i być może to słyszy. Noah wyjął ze mnie swoje kły, oblizał ranę i spojrzał w moje oczy.
-Chciałbym tak cholernie przemienić cię w jednego z nas... Jednak straciłbym przez to takie widoki... Jesteś piękny, Joe. A do tego należysz tylko do mnie. Pamiętaj, że tylko ja mogę dać ci to co masz w tej chwili... Nikt inny tego nie zrobi. Jesteśmy sobie przeznaczeni...
-S-skąd to możesz wiedzieć?
-Bo kiedy istota ludzka reaguje tak na picie jej krwi, to tylko ten jeden wampir może sprawić, że będzie to dla niej przyjemne... Jesteś mój!
Jakby chciał mi to udowodnić, bo zaczął jeszcze mocniej pchać we mnie, a ja krzyczałem od tego.
-Przyznaj się... Powiedź, że jest ci dobrze Joe...
-N-nie ma mowy!
-Cholerny uparciuch z ciebie! Jeszcze powiesz mi, że jest ci dobrze i jesteś mój.
-Marzenia...
Wtedy usłyszałem, jak ktoś puka do drzwi łazienki. Zamarłem. Nawet nie wiecie, jak szybko sprowadziło mnie to na ziemię. Spojrzałem na Noah... O nie! Ty chyba nie zamierzasz?! Uśmiechał się... Ten jego wredny, cwany uśmiech mówił wszystko. On nie zamierza przestawać mnie pieprzyć. Żołądek przewrócił mi się na drugą stronę... Muszę przyznać, że przeraziło mnie to i... taaa... podnieciło.

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Rozdział 4

Z tym swoim perfidnym uśmiechem ponownie nachylił się nade mną, pokazując te swoje zębiska. Dalej nie mogłem ruszyć rękami. Zamknąłem oczy, ale zaraz otworzyłem je szybko, bo zęby Noah zatopiły się w mojej skórze. To tak cholernie bolało! Bałem się ruszyć. Co jeśli przetnie mi tętnice?! Zacząłem drżeć. Jednak, kiedy zaczął pić moją krew... poczułem coś, czego wolałbym nie czuć. Rozchyliłem usta i starałem się, aby nie zauważył. Kto normalny podniecałby się przy utracie własnej krwi? Ale naprawdę... To, jak pił ze mnie krew było porównywalne z masturbacją. Nie wytrzymałem i w pewnym momencie jęknąłem. Jego dłoń znalazła się nagle na moim kroczu. Otworzyłem szeroko oczy.
-P-przestań! Nie dotykaj mnie.. tam! Ah!
Nie słuchał. Nawet nie wiem kiedy wyswobodził mojego członka z ubrań. Sunął ręką po całej jego długości, a ja pojękiwałem cicho w jego ucho. Nagle poczułem "to".
-PRZESTAŃ!
Krzyknąłem, a jego ruchy jedynie przybrały na szybkości. Ukłucia w podbrzuszu nasiliły się i już po chwili eksplodowałem w jego dłoń. Wyjął zęby z mojej szyi, polizał ją i spojrzał na mnie z cwanym uśmiechem.
-Szybko...
Zlizał ze swojej dłoni moją spermę, a ja zaczerwieniłem się i przekręciłem głowę w bok. To było okropne. Doszedłem od czegoś takiego... Poza tym on jest potworem i do tego płci męskiej!! Moje serce waliło w klatce piersiowej, a jemu chyba ta melodia odpowiadała. Po pokoju rozeszło się pukanie. Spojrzałem na Noah.
-U-uwolnij mnie.
-Nie ładnie nam tak przeszkadzać. Nie podoba mi się to.
-S-spławię ją, tylko mnie uwolnij!
Przewrócił teatralnie oczami i opadł na łóżko. Ręce znowu były MOJE a nie jakieś z ołowiu. Wstałem z łóżka, pozbierałem swojego wacka, który znajdował się poza rozporkiem i otworzyłem drzwi.
-Joe, po co zamykasz drzwi w domu?
Michelle... ta to ma wyczucie.
-Bo mieszka tu taka jedna laska, która jest gotowa wejść do mojego pokoju bez pukania. A chciałbym zauważyć, że jestem młodym mężczyzną, który od czasu do czasu lubi zrobić sobie dobrze i naprawdę nie chciałbym aby mnie ktoś wtedy widział.
Zatkały ją moje słowa, jednak szybko się pozbierała.
-Jesteś obrzydliwy. Więc ten krzyk to przez...
-Nie. Akurat miałem koszmar.
-Nie strasz tak ludzi, co?
-Taa. To pa.
Zamknąłem drzwi, przekręciłem zamek i właśnie odchodziłem, kiedy znowu zapukano. Otworzyłem ponownie.
-Co jest?
-Znowu je zamykasz?
-Tak, bo chcę sobie zrobić dobrze.
-Fu..
Machnęła ręką i odeszła. Odetchnąłem z pewną ulgą. Była ona tylko częściowa, bo przecież czeka mnie dalsze starcie z kolesiem, który ponownie leżał rozwalony na moim łóżku.Nie byłem pewny czy robię dobrze... W końcu ten facet zrobił mi... Mniejsza... Spojrzałem na niego spod wachlarza czarnych, długich rzęs. Niech wypierdala z mojego pokoju! Nie dość, że popsuł mi spotkanie z Anitą to jeszcze użyczył mnie jako dania i zrobił... Na samo wspomnienie mam dreszcze.
-Możesz już iść? Wypiłeś moja krew... Więc...
Uniósł ku górze brwi i zaśmiał się.
-Ty myślałeś, że ja skończyłem? Oh Joe... Jakiś ty naiwny a zarazem słodki...
Oblizał rumiane wargi. Tym gestem sprawił, że zacząłem zastanawiać się, czy aby nie mają one takiej barwy od mojej krwi. To było błędem, bo Noah wykorzystał moją chwilową nieobecność i cisnął mną na łóżko. Po odepchnięciu od siebie szoku, szybko usiadłem na łóżku i zmierzyłem go wzrokiem. Taa... Tylko chwilę, bo potem ponownie wykonał swoje przemieszczenie rodem z Draculi i nim zareagowałem, leżałem na łóżku przywiązany do poręczy własnym paskiem od spodni. Kiedy on go do chuja wyciągnął?! Chłopak usiadł na mnie okrakiem i z wrednym uśmiechem na ustach, przesunął palcem po moim policzku.
-Nadeszła pora aby uczynić cię moim, Joe. Nikt nie będzie miał cię przede mną ani po mnie... Uznaj to za zaszczyt.
Serce podeszło mi do gardła i utknęło w nim. Mój żołądek zaczął żyć własnym, niekontrolowanym przez nikogo życiem. C-co on właśnie powiedział?!
-C-co ty zamierzasz....
Nie musiałem kończyć. Przerzucił mnie na brzuch, dwoma szarpnięciami zrywając ze mnie całe ubranie, tak nawet bieliznę. Leżałem z mordą w pościeli, nagi i nie mogłem poruszyć nawet palcem. On chyba nie zamierza... Prawda? Po raz kolejny tej nocy poczułem w swojej szyi jego ostre kły. Zaczął pić moją krew, a kiedy przestał... Tak, to dało mi do myślenia, bo nie uleczył mi rany. Moje ciało zaczęło drżeć. Myśli wirowały w mojej głowie, prawie ją rozsadzając. Serce... Co do tego to nie wiem czy było sercem, bo waliło mi z taką siłą i szybkością że gepard ze swoją prędkością wypadł przy nim blado. na pośladkach poczułem zimne palce faceta i... coś cholernie mokrego. Otworzyłem szeroko oczy.
-N-nie! P-przestań!
-Cii...
Szepnął mi do ucha i polizał je.
-Będę delikatny...
Nie... On nie może! Wszystko tylko nie to! Słyszałem szelest jego ubrania za mną. Z każdym jego ruchem, moje serce to biło to przestawało bić. N-Nie mogę krzyczeć! Cały dom zleci się do mojego pokoju... Fuck! Niespodziewanie coś twardego i dużego zaczęło napierać na mój odbyt. Otworzyłem oczy i wygiąłem się pod chłopakiem. Był sprytny. Szybko zakrył mi usta. Wydarłem się w jego dłoń, ale mój krzyk został stłumiony. Kiedy jego członek zagłębiał się coraz dalej we mnie z moich oczu leciało coraz więcej łez. To boli! Nie chcę tego czuć! Wyłaź ze mnie sukinsynie! Nie dość, że zostałem obdarty z męskiej godności to jeszcze ten ból... Wszedł we mnie cały... Czułem to, jak i czuło to moje ciało. Zabrał dłoń i przestał poruszać się w moim wnętrzu.
-D-dlaczego mi to robisz... Dlaczego ja? Nie możesz mnie zabić?
Wyjęczałem chowając twarz w pościel. Byłem poniżony. Czy może być coś gorszego dla zdrowego, młodego mężczyzny, który jest heteroseksualny od zgwałcenia przez innego faceta? Otóż nie! Przynajmniej nie dla mnie.
-Bo nie myliłem się. Jesteś tym czego szukałem. Do tego stałeś się jedyną istotą ludzką, która wie czym jestem. To miłe w końcu nie musieć udawać człowieka. Poza tym... Jeszcze tego nie wiesz, ale jesteś bardziej taki jak ja, niż myślisz. Jesteśmy sobie przeznaczeni, Joe... Pokazałeś mi to, kiedy przy piciu przeze mnie krwi byłeś tak pobudzony, że nie umiałeś nawet się powstrzymać od jęknięcia...
-Oszczędź mi więcej upokorzenia, co?
-Przygotuj się... Zamierzam skończyć w tobie...
-Co?! Nie waż się!!
Jego dwa palce wylądowały w moich ustach, zęby zatopiły się w skórze i ponownie czułem to podniecenie... Nie...
-Przestań się opierać. Już jesteś mój...
Noah od nowa zaczął poruszać się we mnie i pił przy tym moją krew. Nie umiałem z tym walczyć. To uczucie było takie... dobre. Tak, było mi dobrze. Penis rósł mi z sekundy na sekundę. Nie czułem już bólu od tego co robił w moim wnętrzu chłopak. Teraz odczuwałem całym ciałem przyjemność. Wręcz pragnąłem wy pchał we mnie mocniej, głębiej... Nie powiem mu tego... Nigdy nie przyznam się do tego na głos... Nim w ogóle zorientowałem się co się dzieje, z moich ust padały głośne jęki. Mój członek ocierał się o prześcieradło, ciało przesuwało się po łóżku a krew spływała po mojej aksamitnej skórze. Przeraził mnie fakt... że mnie to jarało. Wcale nie obrzydzało, odtrącało... Noah złapał mnie za biodra i bardziej wypiął je w swoją stronę. Zabrał palce z moich ust i jedną z dłoni objął mojego penisa. Jęknąłem głośno. Jego pchnięcia byłby zdecydowane i pokazywały mi, że to on ma nade mną władzę. Moje życie zależy jedynie od jego woli. Właśnie to mi przekazywał tymi pchnięciami, ugryzieniami i sączeniem mojej krwi. Jego kciuk naciskał na główkę mojego penisa. Nie chce dać mi dojść.
-P-Proszę... Ja dłużej nie wytrzymam...
-Jak chcesz to potrafisz, Joe. Pamiętaj o tym stosunku. Nie zapomnij bólu, przyjemności i pożądania, jakie ci pokazałem, a przede wszystkim, nie zapomnij tego że należysz tylko i wyłącznie do mnie, Joe!
Po tym warknął dziko, przyśpieszył ruchy we mnie i dłoni na mym członku. Doszliśmy w tym samym czasie. On we mnie a ja w jego dłoń. Orgazm jaki przeżyłem, był tak silny, że prawie zemdlałem. Nagle moja głowa została przekręcona w bok, a Noah zawładnął wnętrzem moich ust. Teraz nie był to tylko głupi sen. To co działo się w tym momencie i kilka minut temu... Jest rzeczywistością.

środa, 27 lutego 2013

Rozdział 3


Przepraszam Was za to, że nie wrzuciłam tego wczoraj, ale byłam na basenie. Dziś macie kolejny odcinek przygody Joe i Noah :D Mam jednak nadzieję, że odcinka nie spierdoliłam i spodoba się on Wam. Nie zajmuję Wam więcej czasu i po prostu zapraszam do czytania i komentowania :)




Stałem jak wmurowany w podłogę i gapiłem się w ekran telewizora. Jak to możliwe, że nikt jeszcze nie zauważył, że on jest wampirem?!
-Joe!
Ten krzyk przywołał mnie z powrotem na ziemię. Spojrzałem na wejściowe drzwi do mojego pokoju. Stała w nich Michelle z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
-Boże! Nie strasz mnie tak!
-Ale o co chodzi?
-Usłyszałam huk i myślałam, że coś ci się stało.
-A… nie to tylko szklanka wypadła mi z ręki.
-Boże… Czy ty zawsze musisz być taką ciapą? Nadałbyś się na smerfa ciamajdę.
-Taa… Bardzo śmieszne.
Schyliłem się do szkła i zacząłem je zbierać. Michelle weszła do pokoju i oczywiście zamiast zbierać szkło razem ze mną wlepiała gały w Noah.
-Czy on nie jest świetny?
-Tak, tak…
Wymruczałem i spojrzałem na chwilę na jej postać. Cholera, ona serio jest w niego zapatrzona jak w boski obrazek.
-Aszzz! Kurwa..
Syknąłem i spojrzałem na swój palec. Cholera! Po prostu świetnie. Odkąd poznałem tego stwora rodem z filmu o Draculi ciągle mi coś się dzieje.
-Joe… to dziwne, ale przez chwilę odniosłam wrażenie, że on na ciebie patrzył…
-Co ty gadasz? To efekt kamer. Pewnie każdy w domu pomyślał, że patrzy akurat na jego osobę.
-Może i masz rację… Musiało mi się wydawać. Idę po wodę utlenioną i jakiś plaster. Przyniosę też odkurzacz, a ty nie waż się tknąć tego szkła… Ciapo.
Zaśmiała się i wyszła. Michelle rzadko kiedy mówi takie niestworzone rzeczy jak dziś. Niepewnie spojrzałem na ekran. Wsunąłem palec do ust. Serio na mnie patrzyłeś. Nie potrzebnie zadałem to pytanie w głowie, bo facet jak przed chwilą śpiewał do fanów, od razu spojrzał na mnie. Tak, zdecydowanie patrzył na mnie. Skąd wiem? Ten jego uśmiech… Był taki jak w nocy. Podbiegłem do telewizora i wyłączyłem go. Serce waliło mi jak szalone. Jak on…
-No to posprzątajmy ten bałagan.
Do pokoju weszła moja siostra z odkurzaczem i reklamówką. Podała mi ją i zabrała się za szklankę.
-Ja zajmę się tym, a ty idź opatrzeć ranę.
Nawet nie czekała na moją odpowiedź. Od razu zabrała się za odnalezienie kontaktu, żeby podłączyć do niego odkurzacz. Westchnąłem i usiadłem na łóżku. Zająłem się raną, ale myślami byłem gdzie indziej. Chyba nie muszą mówić, gdzie moje myśli błądziły. Dokładnie. Noah. Co on mi w nocy zrobił? To przez tą krew? Czy przez to, że zlizał moją? Do tego ten sen… Na samą myśl o tym śnie poczułem pieczenie na twarzy.
-eee… Joe. Buraczysz się.
-C-co?!
Zaśmiała się jak jakiś czarny charakter i z uniesioną ku górze brwią nachyliła się tak, aby jej twarz znalazła się na równi z moją.
-Przyznaj się mój zboczony braciszku… O czym myślałeś? No mam nadzieję, że nie o mnie w stroju pokojówki.
Spojrzałem na nią totalnie zaskoczony i odskoczyłem do tyłu na łóżku.
-Weź mi życia nie obrzydzaj co?!
Mruknąłem, a ona wybuchła śmiechem.
-Jesteś taki przewidywalny, Joe.
Śmiejąc się zabrała odkurzacz i wyszła zostawiając mnie w pokoju. Boże! Nie dość, że dręczy mnie potwór to jeszcze dobija rodzona siostra. Zdecydowanie moja matka musiała usiąść jej na głowie przy porodzie i dlatego taka jest. Westchnąłem i uwaliłem się na łóżku, wpatrując się w sufit. Dziś też ma przyjść. Tylko jak on to robi? Przecież jak ma trasy koncertowe, to jakim cudem tak szybko potrafi się przemieszczać? Znaczy się… Rozumiem jego przemieszczanie, ale takie z jednego końca kraju na drugi? Nie, tego nie jestem w stanie pojąć.  Mniejsza. Przerzuciłem sobie przedramię na oczy i je same zamknąłem. Błąd lub mnie, ale od razu zasnąłem. Jeśli mam być szczery, to niezmiernie cieszę się iż nie śnił mi się wampir. Po drugie, całe szczęście bo nawet nie pamiętam co mi się śniło. Obudził mnie dzwonek mojego telefonu. Otępiały usiadłem na łóżku. Na zewnątrz było już ciemno. Ile ja spałem? Podszedłem do komórki, o dziwo nie potykając się o nic po drodze. Spojrzałem na wyświetlacz. Anita. Moje serce od razu zabiło szybciej. To moja najlepsza przyjaciółka, a ja od pewnego czasu czuję do niej coś więcej niż tylko przyjaźń.
-Halo?
-No hej! Właśnie miałam się rozłączyć łosiu! Co tak długo? Gruchę waliłeś czy co?
Oboje zaśmialiśmy się głośno.
-Skąd wiedziałaś? Masz kamery u mnie w pokoju? No tego już za wiele. Ty podglądaczko!
-No co? Takiej dupy jak ty to ja nie widuję na co dzień, a do tego te mięśnie na pośladach… mmm Cud, miód i orzeszki.
Znowu zaczęliśmy śmiać się do telefonów. Kochałem rozmowy z nią. Mogliśmy tak gadać godzinami, a do tego ciągle śmiać się na przemian.
-Dobra. Łosiu. Jestem dziś w mieście, to może spotkamy się tak za godzinę?
-S-serio?! No to co nic nie mówisz!
-Właśnie powiedziałam i nie drzyj kapy, bo mi bębenek pójdzie w uchu. To jak? Pasuje?
-Jasne. To może przed naszą ulubioną kawiarnią?
Anita nic nie powiedziała, więc zmarszczyłem brwi.
-Anita? Jesteś tam? Ha…
Nagle mój telefon wyleciał, tak dosłownie wyleciał, z mojej ręki a ja podążyłem wzrokiem za nim. Na parapecie siedział Noah, a mój telefon wylądował w jego dłoni. Zapaliłem szybko światło.
-O-oddawaj go! Nie jest twój! Głuchy jesteś? Rozmawiałem. Nie wiesz co to kultura?! Oddawaj!
Podszedłem do niego i wyciągnąłem rękę. On nic nie mówiąc, uniósł tylko brew ku górze. Nie spodobało mi się to. Jego oczy na nowo były krwistoczerwone. Spojrzałem na jego dłoń.
-Proszę nie! Ten telefon jest jedynym jaki mam! Mam tam pełno numerów… Ważnych numerów.
Otworzył szeroko oczy. Chyba go tym zaskoczyłem.
-Skąd wiedziałeś, że chcę go właśnie roznieść w pył?
-N-nie wiem. Wydało mi się, że uścisk twoich palców nieco się zwiększył.
Zaśmiał się i zeskoczył z parapetu. Znowu. Znowu ma ten perfidny uśmiech na ustach. Kiedy był blisko mnie odskoczyłem do tyłu i uderzyłem plecami o ścianę.
-N-nie podchodź do mnie!
Zatrzymał się i zbadał mnie wzrokiem. Po tym ponownie uśmiechnął się, odłożył telefon i w sekundę był przy mnie. Zdecydowanie za blisko. Jego usta były tak blisko mojego ucha, że aż zadrżałem.
-O-odsuń się…
-Czyżbyś bał się, że mogę coś zrobić?
Drgnąłem od tego i zamknąłem oczy. Zapomnij o tym. Powtarzałem te dwa słowa w myślach. Tak, chodziło o ten cholerny sen.
-Nie wiem o czym mówisz…
-Owszem wiesz. Nawet za dobrze. Boisz się, że mogę cię dotknąć, pocałować, a może… wziąć?
-Ty!
Pchnąłem go, ale na nic się to dało, bo już po chwili leżałem na łóżku, a moje dłonie po obu stronach głowy. Były tak ciężkie jakby były z ołowiu. Nie mogłem nimi ruszyć. Noah śmiejąc się podszedł do łóżka, usiadł na jego skraju i założył nogę na nogę. Oparł o jedno z kolan łokieć, a no dłoni oparł brodę.
-I co ja mam z tobą zrobić co? Widzę, że pracę domową odrobiłeś. Wiesz kim jestem.
-Owszem. Wiem. Jak mogli nie skapnąć się kim, a raczej czym jesteś? Masz tyle fanek i…
-Dokładnie. Mam. To tak, jak darmowa krew. Wiesz ile jest chętnych oddać ci się na jedną noc? Oczywiście muszę się hamować bo wtedy wiedzą, że to ja jestem z tą laską i od razu jestem jako pierwszy podejrzany.
-Ale wtedy… Zabiłeś.
-haha! Tak, zabiłem. Nie była to moja fanka. Przypadkowa osoba. Oh… To było coś. Nie musiałem się hamować od dawna.
-Z-złapią cię!
Spojrzał na mnie jak na debila i parsknął śmiechem.
-Młody. Mam setki lat, robię to od setek lat… Nie złapali mnie przez stulecia i myślisz, że teraz to zrobią? Nie bądź śmieszny.
Nagle siedział na mnie okrakiem i uśmiechał się szeroko. 
-C-co ty? 
Spojrzałem szybko na drzwi. Przecież oni nie śpią jeszcze, a jeśli wejdzie ktoś… 
-Jesteś strasznie przewidywalny, wiesz? 
Spojrzał na drzwi i kluczyk znajdujący się w drzwiach przekręcił się, tym samym zamykając pokój. Spojrzał na mnie i nachylił się nade mną. 
-A teraz pora nasycić się… Zrezygnowałem dla ciebie z dziesiątek fanek. Miej to na uwadze. Będę delikatny… Chyba. 
Zaśmiał się i wyprostował, oblizując się w tak dziki sposób, że aż poczułem ciarki na całym ciele. Serce od razu zamieniło się w skrzydła kolibra. 
-Właśnie tak, Joe. Ma tak bić  tylko przy mnie.. 



sobota, 9 lutego 2013

Rozdział 2



Zapraszam Was na drugi rozdział przygód Joe. Mam nadzieję, że Was usatysfakcjonuje tym rozdziałem. Dawno nic nigdzie nie dodawałam, ponieważ byłam chora. Ledwo mówiłam, miałam dużą temperaturę a do całości byłam tak osłabiona, że praktycznie cały czas spałam. Nie wiem, czy uda mi się ten rozdział tak, jak poprzedni. Mam jednak nadzieję, że tak. Miałam zastój przez chorobę. Dziś poczułam się już lepiej i postanowiłam wrzucić najpierw coś tutaj.
Dobrze nie zanudzam Was już swoją osobą. Zapraszam do czytania i komentowania. Za ilość przepraszam.





Poczułem, jak przesuwa kłami po jej gładkiej nawierzchni. Serce biło mi tak mocno, jak u ptaka, który spoczywał właśnie w pysku kota i zdawał sobie sprawę, że skończy jako jedzenie. Teraz właśnie ja czułem się, jak ten ptak. Bezsilny, upolowany i kończący jako posiłek. Zamknąłem oczy, a moje ciało wbrew woli drżało. Mężczyzna nagle znalazł się za mną, a ja poczułem na szyi mocno nacisk a po nim silne pieczenie i ból. Otworzyłem oczy i dotknąłem owego miejsca. Leciała mi tam krew. Jednak… Nie była po ugryzieniu, czy kłach. Już miałem się odwrócić i zapytać „czemu”, ale nie zrobiłem tego. Dlaczego? Bo facet znowu pochylił się nad moją szyją i polizał ją w miejscu, gdzie niedawno zrobił ranę.
-C-co Ty robisz… Jak mam skończyć jako twój posiłek… Matka cię nie uczyła, że nie wolno bawić się jedzeniem?
Mruknąłem i słysząc jego śmiech, spojrzałem przez ramię na niego.
-Co cię tak bawi?
Warknąłem na niego i przetarłem szyję. Bleee. Lizał mnie… facet. Objąłem się rękoma w pasie, bo aż na samą myśl przeszły mnie zimne dreszcze. Ohyda.. On chyba zobaczył moją reakcję, bo bez słowa uśmiechnął się półgębkiem. Wziął w usta palec, zranił go kłem i znowu był za mną.
-Otwórz usta.
-C-co?! Nie ma mowy!
Przewrócił teatralnie oczami
-Otwieraj usta i wysuwaj język. 
-Powiedziałem, że tego nie zrobię! 
Usłyszałem tuż przy swoim uchu ciche westchnięcie. Po nim moja głowa została całkowicie usztywniona. A ten dupek użył do tego tylko dwóch palców, które znajdowały się pod moją szczęką. Złapałem go za nadgarstek tej samej ręki. 
-P-pu…
-Zamiast siłować się z moją ręką, radzę spojrzeć na klucz. 
Szepnął prosto w moje ucho. Nie wiem czemu to zrobiłem, ale posłuchałem jego słów i mój wzrok powędrował na drzwi. Klucz w zamku przesuwał się. Moje oczy od razu powiększyły się. 
-Jeśli nie chcesz mieć na sumieniu rodziny… Wysuń język. 
Zacisnąłem szczęki i powieki. Co za dupek! Gra na moim sumieniu. Chwilę siłowałem się sam z sobą. Jednak poddałem się. Ciągle mając zamknięte oczy wysunąłem język. 
-Mądra decyzja. 
Rozchyliłem powieki i zobaczyłem, jak na mój język zlatują szkarłatne krople. Nie liczyłem ich. W końcu mężczyzna zabrał palec. 
-Połknij je. 
Zrobiłem to i zacisnąłem palce na swojej pościeli. Zmienię się teraz? Nie chcę być takim… potworem, jak on. 
-Nie martw się. Od tego nie przemienisz się. Masz smaczną krew. 
Oblizał się, jak lew po pożarciu swojej ofiary. Uśmiechnął się widząc moją reakcję i wstał z łóżka. Przeciągnął się i ziewnął. Oczywiście przy tym widziałem te jego zębiska. 
-No to… Na razie młody. Wpadnę… Później. 
Zaśmiał się i w sekundę był przy nadal otwartym oknie. 
-Co? 
-Na dziś koniec. 
-C-czekaj! Coś ty mi zrobił?! 
Zaśmiał się i przekręcił na bok głowę. 
-To istotne tylko dla mnie. A teraz wybacz. 
Zniknął tak samo szybko, jak się pojawił. Podbiegłem do okna, ale nie było go już nigdzie. Złapałem za klamkę od okna aby je zamknąć, ale zmieniłem zdanie. Lepiej, jak wejdzie do mnie, niż do domu i ktoś go zobaczy. Poszedłem do łazienki, żeby dokładnie obejrzeć swoją szyję. Moje lustrzane odbicie albo nie należało do mnie albo naprawdę po ranie nie było żadnego śladu. Przesunąłem tam palcem i naprawdę nie poczułem żadnej rany. Przemyłem twarz wodą, wytarłem w ręcznik i wyszedłem do pokoju. Zgasiłem światło i położyłem się spać. Czy będę miał spokojne sny? Nie chciałbym mieć takiego, jak przed pojawianiem się tego stwora. Zamknąłem oczy i nawet nie było dane mi skończyć rozmyślań, bo zostałem porwany przez Morfeusza.  
-Joe. Otwórz oczy. 
Zrobiłem to. Wisiał nade mną wampir. Wpatrywał się we mnie, a ja w niego. Co to ma do cholery… Rozejrzałem się. Leżeliśmy na moim łóżku. Nadzy. Co jest?! 
-Odsuń się… Ode mnie! 
Aby go odepchnąć dotknąłem jego klatki piersiowej i od razu niemal jęknąłem. Spojrzałem na niego przerażony. Uśmiechał się do mnie. 
-Nie ma co udawać. Pragniesz mnie. 
-M-mylisz się! Kto chciałby takiego potwora, jakim jesteś! Poza tym. Jesteś FACETEM! 
-I co z tego? Czy dla miłości albo pożądania, płeć jest jakąś przeszkodą? 
-C-co ty wygadujesz? Powiedziałem, żebyś się odsunął! 
Zamiast tego on jeszcze bardziej nachylił się nade mną. 
-Ni… 
Wpił się w moje usta. Walczyłem z tym i z nim, jednak on wygrywał. Był silniejszy a do całości moje ciało reagowało na niego. Co to ma być?! To chore! Jednak ten pocałunek. Był tak namiętny, agresywny i jednocześnie zmysłowy. Zamknąłem oczy i nawet nie wiem czemu, ale sam zacząłem oddawać pocałunek. Kiedy otworzyłem oczy leżałem na łóżku w pokoju sam. Kurwa! Bez kitu! To był mój sen?! Usiadłem na łóżku i zapaliłem światło. Podwinąłem kołdrę i spojrzałem na bokserki. 
-Nie no… Stary ty tak na serio? 
Stał mi. Nie wierzę. Po śnie, gdzie całował mnie inny facet, mi najzwyczajniej w świecie stanął. Boże… Opadłem na łóżko i wsunąłem dłoń w bokserki. Złapałem za członka i zacząłem się masturbować. Cicho pojękując, aby nikogo nie obudzić, w końcu doszedłem. Wolną ręką sięgnąłem chusteczki i wytarłem dowody mojego spaczenia umysłowego. A mówią, że to co nam się śni jest naszymi pragnieniami. Nie ma mowy! Nie chciałem znowu zasypiać. Za dużo pojebanych snów, jak na jedną noc. Postanowiłem więc porobić coś na necie. 
Nawet nie wiem ile siedziałem oglądając jakieś filmy. Ziewając w końcu zamknąłem laptopa i po ubraniu się, zszedłem na dół. Spotkałem tam Michelle przed TV. Uniosłem do góry brew, bo od kiedy ona ogląda TV. Zazwyczaj jej całym światem jest facebook gdzie non stop pisze ze znajomymi. A Alexa to gdzie ona ma?
-Co oglądasz? 
-O Joe. Zaraz będzie transmisja z koncertu. 
-Koncertu? 
-No takiego tam mojego idola. 
-I-idola? Od kiedy ty masz idoli? 
Taka prawda. Moja siostra nigdy nie interesowała się takimi pierdami. Uznawała to za głupotę. Nie potrafiła zrozumieć, jak może tak bardzo jarać się inną osobą i ją ubóstwiać. Cóż, widać zmieniło się jej. 
-Odkąd wpadłam w sieci na niego. Serio. Koleś jest zajebisty. Ten głos, oczy, twarz, uśmiech. No a jakbyś zobaczył, jak on tańczy… Mówię ci on jest zajebisty. 
-A..aha. 
Zaśmiałem się i poszedłem do kuchni. Nalałem sobie do szklanki wody mineralnej. Wtedy wpadł mi też w oczy Alex. Zaśmiałem się. Malował coś przy stole. 
-Piątka Alex. 
Od razu ją przybił. 
-Hmm.. Co rysujesz? 
-Kwiatuszka dla mamy. 
Zmarszczyłem brwi. Czy tak wyglądają kwiatki. 
-Tylko mi nie wyszedł. Wiesz. Zwiędnął mi. 
No i teraz faktycznie. To jest to. Zaśmiałem się i pokręciłem na boki głową. 
-Nie martw się. Mama zrozumie. Narysuj słońce i powiedź jej, że była susza. 
Zaśmiał się i pokręcił głową.
-Oj wujku, ale z ciebie głuptas jest. 
-Nie no dzięki. 
Zaśmiałem się i poszedłem do salonu. 
-Twój syn rysuje ci kwiatka. 
Po tym ruszyłem na górę. Będąc w pokoju upiłem łyk wody. Spojrzałem na telewizor. Hmm.. Zobaczmy kim tak zafascynowała się moja siostra. Włączyłem tv i wpatrywałem się w ekran. 
-A oto wyczekiwana chwila! Przed wami Noah Lovato! 
Jakie imię i nazwisko. Na scenę wybiegł mężczyzna w długim czarnym płaszczu, na głowie mając wielki kaptur. Złapał za mikrofon, kaptur opadł… 
-To… 
Moja szklanka wyślizgnęła mi się z ręki i roztrzaskała na setki kawałków. Właśnie patrzyłem na mężczyznę z wczoraj. 
-Niemożliwe… 
Krucze włosy średniej długości, ciemna obudowa oczu, które teraz nie były krwistoczerwone a zielone. Michelle miała rację. Był niemal ideałem. Nawet ja to wiedziałem. Idealna budowa ciała, idealne rysy twarzy, usta. Był niczym młody bóg. Jednak tylko ja wiedziałem, jak daleko mu do tego. 

sobota, 26 stycznia 2013

Rozdział 1





Hej! Pewnie zastanawiacie się kim jest ten idiota idący o tej porze jedną z alei znajdujących się na cmentarzu, co? Nie jestem żadnym satanistą, łowcą duchów, ćpunem czy psychopatą, którego rajcuje oglądanie nagrobków po zachodzie słońca. Tak naprawdę to jestem niezłym tchórzem. Nazywam się Joe Brown. Co robię na cmentarzu skoro nie należę do żadnej z wcześniej wymienionych grup? Jeśli miałbym być szczery, to moja noga nigdy nie powstałaby tutaj o tej porze. Jednak tak się składa, że jest to moja jedyna droga do domu z pracy. Niedawno, bo trzy miesiące temu, ukończyłem studia na wydziale obrony narodowej. Sam nie wiem co tam robiłem, bo obrońca ze mnie taki, jak z koziej dupy trąba. Ale mniejsza o to. Po ukończeniu studiów przyszedł czas na pracę. Ta… Wdepnąłem w to gówno zwane dorosłym życiem. Kiedy go posmakowałem… Zapragnąłem powrotu do dzieciństwa. My ludzie chyba tak jesteśmy zbudowani, aby ciągle narzekać. Trafnie to ujął jeden mądry człowiek: „Co jest najśmieszniejsze w ludziach? Zawsze myślą na odwrót. Śpieszy im się do dorosłości, a potem wzdychają za utraconym dzieciństwem. Tracą zdrowie by zdobyć pieniądze, potem tracą pieniądze by odzyskać zdrowie. Z troską myślą o przyszłości, zapominając o chwili obecnej i w ten sposób nie przeżywają ani teraźniejszości ani przyszłości. Żyją jakby nigdy nie mieli umrzeć, a umierają, jakby nigdy nie żyli.” Nie będę zagłębiać się w tych słowach, bo jeszcze wyjdę na filozofa, którym wcale nie jestem. Jedno wiem na pewno. Każdy z nas przejdzie przez te etapy. Nie no. Jestem zdrowo jebnięty. Sorry za wyrażenie, ale taka jest prawda. Jest ciemna noc, idę przez cmentarz i rozmyślam na temat ludzi. Do zdrowych to ja na bank nie należę. Westchnąłem i obie dłonie wsunąłem jeszcze głębiej w kieszenie jeansów. Spojrzałem na gwiazdy. Lato powoli będzie się kończyć. Nie jestem z tego powodu zadowolony, bo to moja ulubiona pora roku. Każdy jakąś ma. Moją jest lato. Ponownie przeniosłem wzrok przed siebie. Boże, jak tu pusto o tej porze. Słyszysz każdy trzask. Skręciłem w stronę wyjściowej bramki. Nie wiem czemu, ale spojrzałem w bok gdzie znajdowała się inna aleja. Nie no… Serio, ludzie to wstydu i szacunku nie mają za grosz… Przy jednym z nagrobków stał mężczyzna z kobietą. Pewnie nie byłoby to niczym szczególnym, ale oni…  Obściskiwali się. Dobrze, że kobieta stała do mnie tyłem i nie mogłem zobaczyć jej twarzy. Pokręciłem na boki głową i już miałem robić krok w stronę bramki, kiedy dotarł do mnie jeden, przerażający fakt. Odwróciłem się szybko w stronę pary. To jest… Nie myliłem się. Całe ramie i szyja kobiety były we krwi… A ten mężczyzna… Patrzył na mnie. Prosto w moje oczy i widziałem, że bawi go fakt iż to widzę… C-czym on jest?! Nie powinno mnie tu być! Patrząc ciągle na niego zrobiłem krok w tył, a zaraz po tym odwróciłem się szybko i rzuciłem w stronę bramki. Dlaczego?! Dlaczego to zawsze przydarza się mi?! Serce biło mi szybko z przerażenia. W uszach słyszałem szum płynącej krwi. Nie! Zamknąłem oczy i dalej biegłem przed siebie. Nie wiem jakim cudem udało mi się przez tą chwilę nie wywalić. Otworzyłem oczy i dalej biegłem. Do oczu napływały mi łzy. Nie chcę umierać! Jestem za młody aby kopnąć w kalendarz. Może jestem debil, ale ze strachu ani razu nie odwróciłem się za siebie. Nie potrafiłem. Przebiegłem przez niestrzeżony szlaban i dalej biegłem. Nie miałem już sił, nie mogłem łapać oddechu… Jednak nie miałem zamiaru zatrzymać się ani na sekundę. Nigdy tak szybko i długo nie biegłem. No chyba, że na zajęciach w liceum. Ale to stare czasy. Stanąłem przed furtką od domu i zacząłem dzwonić do domu jak jebnięty.
-Joe! Alex jest usypiany! Co dzwonisz jak głupi! Przecież masz klucze.
To był mój ojciec. Tak, jeszcze mieszkam z rodzicami. Nie stać mnie na coś swojego. Razem z nami mieszka moja młodsza siostra z synkiem. Jakbyście pytali, to wpadka. Gdy tylko ojciec nacisnął guzik i otworzył furtkę, pchnąłem ją i wbiegłem do domu. Od razu zamknąłem drzwi i przekręciłem je na zamek.
-Mogę wiedzieć, co jest?
-N-nic gonił mnie jakiś idiota. Alex śpi? Przepraszam, ale sam wiesz, jak jest na świecie. Nie chciałem skończyć z kosą między żebrami.
-Tak. Może zadzwonię po policję?
-Nie! Eee… Znaczy, nie trzeba. Gonił mnie po cmentarzu, więc pewnie już go nie ma.
Tak, kłamałem jak najęty. Ale czy uwierzylibyście komuś, gdyby zaczął do was nawijać iż widział pijącego krew człowieka z czerwonymi oczami? Jasne, że nie. Wzięlibyście go za idiotę. Gorzej. Pomyślelibyście, że zwariował. Dlatego i ja nie zamierzałem sprawiać, aby moi staruszkowie tak pomyśleli. Jeszcze wyślą mnie do zakładu zamkniętego lub każą przyjść księdzu aby odprawił na mnie jakieś egzorcyzmy. Naprawdę tego sobie nie życzę.
Po zjedzeniu kolacji i pogadaniu chwilę z rodzicami i siostrą, a przede wszystkim ochłonięciu, udałem się do łazienki. Musiałem zmyć z siebie ten cały pot, jaki wytworzyłem podczas biegu o życie i śmierć. Ciepła woda, którą poczułem na swoich przemęczonych mięśniach wspaniale je rozluźniła. Naprawdę to zrobiłem. Zostawiłem tą kobietę. Nikogo o niczym nie poinformowałem. Jestem naprawdę takim tchórzem? Ale przecież ta krew… Było jej zbyt wiele, aby mogła ona przeżyć, prawda? Fuck! Uderzyłem z pięści w kafelki i opuściłem głowę pozwalając wodzie zalewać mi włosy. Nigdy tego nie zapomnę. Nie dam rady… Wymyłem całe swoje ciało jak najszybciej. Wytarłem je ręcznikiem i owijając nim biodra uciekłem do pokoju. Cholera! Czemu muszę mieć pokój na poddaszu. Dobra, jest duży, fajny i w ogóle… Jednak ma jedną wadę. Latem jest tu nie do wytrzymania… Westchnąłem i podszedłem do okna. Otworzyłem je na oścież i naciągając na dupę bokserki walnąłem się od łóżka. Boże, pozwól mi spokojnie zasnąć. Zgasiłem nocną lampkę i zamknąłem oczy. Naprawdę chcę spać… Zasnąć i zapomnieć… O tym marzę.
-Joe! Uciekaj stąd?
Spojrzałem na mamę i zmarszczyłem brwi. Dlaczego? Czemu każe mi uciekać z domu…
-Ale..
-Nie ma żadnego ale! Zabierz Alexa i uciekajcie stąd!
-Mamo al…
Moje oczy poszerzyły się, a krew odpłynęła z każdego możliwego miejsca. Moja mama skończyła bez głowy. Potoczyła się ona pod moje nogi. Spojrzałem na nią, a potem na opadający na podłogę korpus. N-nie! Byłem sparaliżowany. Nie potrafiłem wykonać najprostszego ruchu, a głos utkwił gdzieś w środku mnie. Alex! Wtedy jakbym dostał zastrzyk adrenaliny. Przepraszam mamo… Wybiegłem z pokoju i wbiegłem do pokoiku mojego siostrzeńca. Spał. Jednak… Musiałem mieć pewność, że spał. Podszedłem do łóżka i drżącą dłonią dotknąłem jego ciała. Był ciepły.
-A-Alex. Obudź się.
Usiadł na łóżku, przetarł oczy i spojrzał na mnie. Jego oczy były tymi samymi co u tamtego mężczyzny. Rzucił się na mnie.
-NIE!!
Siedziałem na łóżku spocony i zdyszany. Co to do chuja był za sen?! Szybko zapaliłem lampkę i opierając łokcie o zgięte kolana, schowałem w dłoniach twarz. Nie miałem koszmarów od miesięcy. Co prawda… Kiedyś zaczynałem już myśleć, że poprzez sen kontaktują się ze mną zmarli. Śniły mi się za wiele razy duchy. I to nie tylko te dobre. Nagle usłyszałem huk. Podskoczyłem. Dopiero teraz zauważyłem, że zbliża się burza. Spojrzałem w okno. Kochałem te warunki atmosferyczne. Naprawdę. Gdyby nie to, że jest już tak późno… Pewnie teraz stałbym na dworze i podziwiał wyładowania. Zamknąłem oczy i ponownie zasnąłem. Jednak chyba nie na długo, bo znowu się obudziłem. Lampka nadal była zapalona. Zgasiłem ją. Musiałem zasnąć nagle. Nadal będąc w stanie półsnu, marzyłem jedynie o dalszym śnie. Bez horroru. Na zewnątrz nadal panowała burza. Była większa, więc chyba naprawdę spałem z 15-30 minut. Zaraz… Co to za uczucie? Coś jest nie tak. Wciąż leżąc bez ruchu pozwoliłem swojemu spojrzeniu błądzić po pokoju i cieniach, które były widoczne przez światło piorunów oraz poświatę sączącego się przez okno światła ulicznej latarni. Skąd to uczucie? Przecież wszystko jest takie same. Mój słuch jakoś się wyostrzył. Poza dźwiękiem przejeżdżającego samochodu i odgłosów burzy, w pokoju panuje cisza. Jednak coś cholernie budzi we mnie lęk. Od tak moje włosy jeżą się mi na karku, a przez moje całe ciało przechodzi zimny dreszcz. Mój wzrok przemieszcza się do najdalszego i najciemniejszego kąta pokoju. Niczym mgła rozprzestrzeniająca się nad wrzosowiskiem, moja wyobraźnia zaczyna grać na moim umyśle. Czy coś tam jest? Nie widać żadnego ruchu, a w pokoju poza odgłosami burzy panuje cisza. Strach ucieka ode mnie, ciało się rozluźnia i naprawdę zaczynam myśleć, że wali mi na dynie. Rzucając ostatni raz okiem na ciemny kąt, oddychając z ulgą, przekręciłem się na drugi bok, zamknąłem oczy i zawinąłem kołdrą oczekując słodkich snów. Jednak bałem się zasnąć. Nie dlatego, że przed chwilą miałem schizy. Raczej z powodu tamtego snu. Nagle usłyszałem szelest cichy niczym szept. Po chwili czułem kogoś nad sobą. Seryjnie czułem! Bałem się otworzyć oczy, czy zdradzić, że nie śpię. Jednak, kiedy poczułem przesuwane z mojej szyi włosy, a zaraz po tym poczułem oddech na skórze. Zerwałem się do siadu. Naprawdę mi odwala?! To nie możliwe abym czuł coś czego nie ma, prawda? Spojrzałem w bok i… Tak teraz moje serce drążyło sobie drogę do gardła. Przede mną stał nie kto inny, jak mężczyzna z cmentarza. Krwiste, świecące oczy wpatrywały się we mnie, a jego alabastrowa skóra świeciła od błysków. Co on tu robi?! Jak?
-Witaj. Nie mogłem doczekać się naszego kolejnego spotkania. Czekaj… Chyba nie myślałeś, że pozwolę ci ot tak uciec. Widziałeś mnie. W sumie… Powiedź mi, co dokładnie widziałeś?
Uśmiechnął się w sposób charakterystyczny jedynie dla czarnych charakterów. Był mokry. Czy on… przez okno… Nie… Wtedy zobaczyłem je. Jego długie kły. W-wampir?! To nie jest możliwe!
-Z-zabiłeś… Zabiłeś tą kobietę.
Zaśmiał się cicho i dalej z tym swoim uśmieszkiem w sekundę był przy łóżku, jedno kolano opierając o materac i mając swoją twarz przed moją.
-Jak? Jak ją zabiłem?
-K-krew… Wypiłeś jej krew.
Zaśmiał się ponownie i przekręcił głowę w bok niczym zaciekawiony czymś pies czy ptak. Oblizał swoje usta. Boże, nie chcę umierać z jego rąk ani też przez zawał w tak młodym wieku.
-Twoje serce…. Mmm… Bije tak szybko. Boisz się mnie? To dobrze. Wiesz czym jestem. Wiesz co zrobiłem. Nie powinno bić.
-C-co?
Skinął głową na moją klatkę piersiową.
-Serce. Twoje serce nie powinno bić po tym co widziałeś.
Spojrzał mi głęboko w oczy. Wydawało mi się, że wypala mi tym spojrzeniem duszę.
-Przekręć głowę w bok.
Boże! Wierzcie lub nie, ale byłem tak wystraszony, że posłuchałem go. Przekręciłem głowę w bok, a dłonie zacisnąłem na prześcieradle. Nawet nie wiem kiedy, ale ten facet był już za mną. Czułem ponownie oddech na szyi i delikatny nacisk jego kłów. Zamknąłem oczy aby pogodzić się z faktem iż zaraz skończę jako jedzenie i właśnie wtedy drzwi od mojego pokoju otworzyły się.  Stanął w nich czteroletni Alex.
-Wujku. Gdzie jest mama?
Pewnie obudziła go burza. Przecierał piąstką jedno oko. Szybko spojrzałem za siebie, ale tego mężczyzny nie było.
-Wujku?
Wstałem szybko z łóżka i podbiegłem do Alexa zapalając światło w pokoju.
-Mama jest u siebie w pokoju. Chodź pokażę ci.
Złapałem go za rączkę i ruszyłem w stronę pokoju Michelle.
-Wujku… Trzęsiesz się. Boisz się burzy tak jak ja?
-Haha. Nie Kochany. Po prostu miałem koszmar.
-Koszmar?
-To taki zły sen.
-Czyli też śniły ci się pająki chodzące po tobie?
Boże, ten mały potrafi rozbawić.
-Coś w tym stylu.
Weszliśmy do pokoju i zapaliłem światło. Michelle od razu usiadła na łóżku.
-Widzisz? Jest w pokoju.
-Mamo! Boję się. Jest burza a u ciebie było ciemno…
Michelle zaspanym wzrokiem spojrzała na mnie.
-Przyszedł do mnie i pytał o ciebie. Może idź spać z nim. A ja wracam…do siebie.
Uśmiechnąłem się do niej i odwróciłem się.
-Dziękuję, Joe.
-Nie ma za co.
Idąc do pokoju bałem się. Ten potwór na pewno nie odpuścił i ma wiele planów wobec mnie. Szlag. Wszedłem do pokoju. Nie myliłem się. Leżał na moim łóżku. Zamknąłem drzwi i przekręciłem je na klucz.
-Myślisz, że to mnie powstrzyma przed zmasakrowaniem twojej rodziny?
Usłyszałem szept tuż przy moim uchu. Podskoczyłem i spojrzałem na niego. To jego przemieszczanie doprowadzało mnie do szału. No, raczej zawału.
-Nie, ale powstrzyma ich przed wejściem do tego pokoju.
Otworzył szeroko oczy i wpatrywał się chwilę we mnie. Po tym uśmiechnął się szeroko i zaśmiał.
-Dokończmy to na czym stanęliśmy. 
Nagle poczułem, że moje nogi odrywają się od podłogi. Dupek przerzucił mnie przez ramię niczym worek ziemniaków. 
-P-puszczaj mnie! Słyszysz?! Postaw mnie! 
Nie musiałem długo prosić, bo rzucił mnie na łóżko. Sam na nie wlazł, złapał mnie za włosy aż jęknąłem z bólu, odchylił moją głowę do tyłu i przesunął po szyi w miejscu tętnicy językiem. Zadrżałem. Widziałem te jego cztery wielkie kły. Jeśli je we mnie wbije… Nie chcę umierać!