środa, 27 lutego 2013

Rozdział 3


Przepraszam Was za to, że nie wrzuciłam tego wczoraj, ale byłam na basenie. Dziś macie kolejny odcinek przygody Joe i Noah :D Mam jednak nadzieję, że odcinka nie spierdoliłam i spodoba się on Wam. Nie zajmuję Wam więcej czasu i po prostu zapraszam do czytania i komentowania :)




Stałem jak wmurowany w podłogę i gapiłem się w ekran telewizora. Jak to możliwe, że nikt jeszcze nie zauważył, że on jest wampirem?!
-Joe!
Ten krzyk przywołał mnie z powrotem na ziemię. Spojrzałem na wejściowe drzwi do mojego pokoju. Stała w nich Michelle z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
-Boże! Nie strasz mnie tak!
-Ale o co chodzi?
-Usłyszałam huk i myślałam, że coś ci się stało.
-A… nie to tylko szklanka wypadła mi z ręki.
-Boże… Czy ty zawsze musisz być taką ciapą? Nadałbyś się na smerfa ciamajdę.
-Taa… Bardzo śmieszne.
Schyliłem się do szkła i zacząłem je zbierać. Michelle weszła do pokoju i oczywiście zamiast zbierać szkło razem ze mną wlepiała gały w Noah.
-Czy on nie jest świetny?
-Tak, tak…
Wymruczałem i spojrzałem na chwilę na jej postać. Cholera, ona serio jest w niego zapatrzona jak w boski obrazek.
-Aszzz! Kurwa..
Syknąłem i spojrzałem na swój palec. Cholera! Po prostu świetnie. Odkąd poznałem tego stwora rodem z filmu o Draculi ciągle mi coś się dzieje.
-Joe… to dziwne, ale przez chwilę odniosłam wrażenie, że on na ciebie patrzył…
-Co ty gadasz? To efekt kamer. Pewnie każdy w domu pomyślał, że patrzy akurat na jego osobę.
-Może i masz rację… Musiało mi się wydawać. Idę po wodę utlenioną i jakiś plaster. Przyniosę też odkurzacz, a ty nie waż się tknąć tego szkła… Ciapo.
Zaśmiała się i wyszła. Michelle rzadko kiedy mówi takie niestworzone rzeczy jak dziś. Niepewnie spojrzałem na ekran. Wsunąłem palec do ust. Serio na mnie patrzyłeś. Nie potrzebnie zadałem to pytanie w głowie, bo facet jak przed chwilą śpiewał do fanów, od razu spojrzał na mnie. Tak, zdecydowanie patrzył na mnie. Skąd wiem? Ten jego uśmiech… Był taki jak w nocy. Podbiegłem do telewizora i wyłączyłem go. Serce waliło mi jak szalone. Jak on…
-No to posprzątajmy ten bałagan.
Do pokoju weszła moja siostra z odkurzaczem i reklamówką. Podała mi ją i zabrała się za szklankę.
-Ja zajmę się tym, a ty idź opatrzeć ranę.
Nawet nie czekała na moją odpowiedź. Od razu zabrała się za odnalezienie kontaktu, żeby podłączyć do niego odkurzacz. Westchnąłem i usiadłem na łóżku. Zająłem się raną, ale myślami byłem gdzie indziej. Chyba nie muszą mówić, gdzie moje myśli błądziły. Dokładnie. Noah. Co on mi w nocy zrobił? To przez tą krew? Czy przez to, że zlizał moją? Do tego ten sen… Na samą myśl o tym śnie poczułem pieczenie na twarzy.
-eee… Joe. Buraczysz się.
-C-co?!
Zaśmiała się jak jakiś czarny charakter i z uniesioną ku górze brwią nachyliła się tak, aby jej twarz znalazła się na równi z moją.
-Przyznaj się mój zboczony braciszku… O czym myślałeś? No mam nadzieję, że nie o mnie w stroju pokojówki.
Spojrzałem na nią totalnie zaskoczony i odskoczyłem do tyłu na łóżku.
-Weź mi życia nie obrzydzaj co?!
Mruknąłem, a ona wybuchła śmiechem.
-Jesteś taki przewidywalny, Joe.
Śmiejąc się zabrała odkurzacz i wyszła zostawiając mnie w pokoju. Boże! Nie dość, że dręczy mnie potwór to jeszcze dobija rodzona siostra. Zdecydowanie moja matka musiała usiąść jej na głowie przy porodzie i dlatego taka jest. Westchnąłem i uwaliłem się na łóżku, wpatrując się w sufit. Dziś też ma przyjść. Tylko jak on to robi? Przecież jak ma trasy koncertowe, to jakim cudem tak szybko potrafi się przemieszczać? Znaczy się… Rozumiem jego przemieszczanie, ale takie z jednego końca kraju na drugi? Nie, tego nie jestem w stanie pojąć.  Mniejsza. Przerzuciłem sobie przedramię na oczy i je same zamknąłem. Błąd lub mnie, ale od razu zasnąłem. Jeśli mam być szczery, to niezmiernie cieszę się iż nie śnił mi się wampir. Po drugie, całe szczęście bo nawet nie pamiętam co mi się śniło. Obudził mnie dzwonek mojego telefonu. Otępiały usiadłem na łóżku. Na zewnątrz było już ciemno. Ile ja spałem? Podszedłem do komórki, o dziwo nie potykając się o nic po drodze. Spojrzałem na wyświetlacz. Anita. Moje serce od razu zabiło szybciej. To moja najlepsza przyjaciółka, a ja od pewnego czasu czuję do niej coś więcej niż tylko przyjaźń.
-Halo?
-No hej! Właśnie miałam się rozłączyć łosiu! Co tak długo? Gruchę waliłeś czy co?
Oboje zaśmialiśmy się głośno.
-Skąd wiedziałaś? Masz kamery u mnie w pokoju? No tego już za wiele. Ty podglądaczko!
-No co? Takiej dupy jak ty to ja nie widuję na co dzień, a do tego te mięśnie na pośladach… mmm Cud, miód i orzeszki.
Znowu zaczęliśmy śmiać się do telefonów. Kochałem rozmowy z nią. Mogliśmy tak gadać godzinami, a do tego ciągle śmiać się na przemian.
-Dobra. Łosiu. Jestem dziś w mieście, to może spotkamy się tak za godzinę?
-S-serio?! No to co nic nie mówisz!
-Właśnie powiedziałam i nie drzyj kapy, bo mi bębenek pójdzie w uchu. To jak? Pasuje?
-Jasne. To może przed naszą ulubioną kawiarnią?
Anita nic nie powiedziała, więc zmarszczyłem brwi.
-Anita? Jesteś tam? Ha…
Nagle mój telefon wyleciał, tak dosłownie wyleciał, z mojej ręki a ja podążyłem wzrokiem za nim. Na parapecie siedział Noah, a mój telefon wylądował w jego dłoni. Zapaliłem szybko światło.
-O-oddawaj go! Nie jest twój! Głuchy jesteś? Rozmawiałem. Nie wiesz co to kultura?! Oddawaj!
Podszedłem do niego i wyciągnąłem rękę. On nic nie mówiąc, uniósł tylko brew ku górze. Nie spodobało mi się to. Jego oczy na nowo były krwistoczerwone. Spojrzałem na jego dłoń.
-Proszę nie! Ten telefon jest jedynym jaki mam! Mam tam pełno numerów… Ważnych numerów.
Otworzył szeroko oczy. Chyba go tym zaskoczyłem.
-Skąd wiedziałeś, że chcę go właśnie roznieść w pył?
-N-nie wiem. Wydało mi się, że uścisk twoich palców nieco się zwiększył.
Zaśmiał się i zeskoczył z parapetu. Znowu. Znowu ma ten perfidny uśmiech na ustach. Kiedy był blisko mnie odskoczyłem do tyłu i uderzyłem plecami o ścianę.
-N-nie podchodź do mnie!
Zatrzymał się i zbadał mnie wzrokiem. Po tym ponownie uśmiechnął się, odłożył telefon i w sekundę był przy mnie. Zdecydowanie za blisko. Jego usta były tak blisko mojego ucha, że aż zadrżałem.
-O-odsuń się…
-Czyżbyś bał się, że mogę coś zrobić?
Drgnąłem od tego i zamknąłem oczy. Zapomnij o tym. Powtarzałem te dwa słowa w myślach. Tak, chodziło o ten cholerny sen.
-Nie wiem o czym mówisz…
-Owszem wiesz. Nawet za dobrze. Boisz się, że mogę cię dotknąć, pocałować, a może… wziąć?
-Ty!
Pchnąłem go, ale na nic się to dało, bo już po chwili leżałem na łóżku, a moje dłonie po obu stronach głowy. Były tak ciężkie jakby były z ołowiu. Nie mogłem nimi ruszyć. Noah śmiejąc się podszedł do łóżka, usiadł na jego skraju i założył nogę na nogę. Oparł o jedno z kolan łokieć, a no dłoni oparł brodę.
-I co ja mam z tobą zrobić co? Widzę, że pracę domową odrobiłeś. Wiesz kim jestem.
-Owszem. Wiem. Jak mogli nie skapnąć się kim, a raczej czym jesteś? Masz tyle fanek i…
-Dokładnie. Mam. To tak, jak darmowa krew. Wiesz ile jest chętnych oddać ci się na jedną noc? Oczywiście muszę się hamować bo wtedy wiedzą, że to ja jestem z tą laską i od razu jestem jako pierwszy podejrzany.
-Ale wtedy… Zabiłeś.
-haha! Tak, zabiłem. Nie była to moja fanka. Przypadkowa osoba. Oh… To było coś. Nie musiałem się hamować od dawna.
-Z-złapią cię!
Spojrzał na mnie jak na debila i parsknął śmiechem.
-Młody. Mam setki lat, robię to od setek lat… Nie złapali mnie przez stulecia i myślisz, że teraz to zrobią? Nie bądź śmieszny.
Nagle siedział na mnie okrakiem i uśmiechał się szeroko. 
-C-co ty? 
Spojrzałem szybko na drzwi. Przecież oni nie śpią jeszcze, a jeśli wejdzie ktoś… 
-Jesteś strasznie przewidywalny, wiesz? 
Spojrzał na drzwi i kluczyk znajdujący się w drzwiach przekręcił się, tym samym zamykając pokój. Spojrzał na mnie i nachylił się nade mną. 
-A teraz pora nasycić się… Zrezygnowałem dla ciebie z dziesiątek fanek. Miej to na uwadze. Będę delikatny… Chyba. 
Zaśmiał się i wyprostował, oblizując się w tak dziki sposób, że aż poczułem ciarki na całym ciele. Serce od razu zamieniło się w skrzydła kolibra. 
-Właśnie tak, Joe. Ma tak bić  tylko przy mnie.. 



sobota, 9 lutego 2013

Rozdział 2



Zapraszam Was na drugi rozdział przygód Joe. Mam nadzieję, że Was usatysfakcjonuje tym rozdziałem. Dawno nic nigdzie nie dodawałam, ponieważ byłam chora. Ledwo mówiłam, miałam dużą temperaturę a do całości byłam tak osłabiona, że praktycznie cały czas spałam. Nie wiem, czy uda mi się ten rozdział tak, jak poprzedni. Mam jednak nadzieję, że tak. Miałam zastój przez chorobę. Dziś poczułam się już lepiej i postanowiłam wrzucić najpierw coś tutaj.
Dobrze nie zanudzam Was już swoją osobą. Zapraszam do czytania i komentowania. Za ilość przepraszam.





Poczułem, jak przesuwa kłami po jej gładkiej nawierzchni. Serce biło mi tak mocno, jak u ptaka, który spoczywał właśnie w pysku kota i zdawał sobie sprawę, że skończy jako jedzenie. Teraz właśnie ja czułem się, jak ten ptak. Bezsilny, upolowany i kończący jako posiłek. Zamknąłem oczy, a moje ciało wbrew woli drżało. Mężczyzna nagle znalazł się za mną, a ja poczułem na szyi mocno nacisk a po nim silne pieczenie i ból. Otworzyłem oczy i dotknąłem owego miejsca. Leciała mi tam krew. Jednak… Nie była po ugryzieniu, czy kłach. Już miałem się odwrócić i zapytać „czemu”, ale nie zrobiłem tego. Dlaczego? Bo facet znowu pochylił się nad moją szyją i polizał ją w miejscu, gdzie niedawno zrobił ranę.
-C-co Ty robisz… Jak mam skończyć jako twój posiłek… Matka cię nie uczyła, że nie wolno bawić się jedzeniem?
Mruknąłem i słysząc jego śmiech, spojrzałem przez ramię na niego.
-Co cię tak bawi?
Warknąłem na niego i przetarłem szyję. Bleee. Lizał mnie… facet. Objąłem się rękoma w pasie, bo aż na samą myśl przeszły mnie zimne dreszcze. Ohyda.. On chyba zobaczył moją reakcję, bo bez słowa uśmiechnął się półgębkiem. Wziął w usta palec, zranił go kłem i znowu był za mną.
-Otwórz usta.
-C-co?! Nie ma mowy!
Przewrócił teatralnie oczami
-Otwieraj usta i wysuwaj język. 
-Powiedziałem, że tego nie zrobię! 
Usłyszałem tuż przy swoim uchu ciche westchnięcie. Po nim moja głowa została całkowicie usztywniona. A ten dupek użył do tego tylko dwóch palców, które znajdowały się pod moją szczęką. Złapałem go za nadgarstek tej samej ręki. 
-P-pu…
-Zamiast siłować się z moją ręką, radzę spojrzeć na klucz. 
Szepnął prosto w moje ucho. Nie wiem czemu to zrobiłem, ale posłuchałem jego słów i mój wzrok powędrował na drzwi. Klucz w zamku przesuwał się. Moje oczy od razu powiększyły się. 
-Jeśli nie chcesz mieć na sumieniu rodziny… Wysuń język. 
Zacisnąłem szczęki i powieki. Co za dupek! Gra na moim sumieniu. Chwilę siłowałem się sam z sobą. Jednak poddałem się. Ciągle mając zamknięte oczy wysunąłem język. 
-Mądra decyzja. 
Rozchyliłem powieki i zobaczyłem, jak na mój język zlatują szkarłatne krople. Nie liczyłem ich. W końcu mężczyzna zabrał palec. 
-Połknij je. 
Zrobiłem to i zacisnąłem palce na swojej pościeli. Zmienię się teraz? Nie chcę być takim… potworem, jak on. 
-Nie martw się. Od tego nie przemienisz się. Masz smaczną krew. 
Oblizał się, jak lew po pożarciu swojej ofiary. Uśmiechnął się widząc moją reakcję i wstał z łóżka. Przeciągnął się i ziewnął. Oczywiście przy tym widziałem te jego zębiska. 
-No to… Na razie młody. Wpadnę… Później. 
Zaśmiał się i w sekundę był przy nadal otwartym oknie. 
-Co? 
-Na dziś koniec. 
-C-czekaj! Coś ty mi zrobił?! 
Zaśmiał się i przekręcił na bok głowę. 
-To istotne tylko dla mnie. A teraz wybacz. 
Zniknął tak samo szybko, jak się pojawił. Podbiegłem do okna, ale nie było go już nigdzie. Złapałem za klamkę od okna aby je zamknąć, ale zmieniłem zdanie. Lepiej, jak wejdzie do mnie, niż do domu i ktoś go zobaczy. Poszedłem do łazienki, żeby dokładnie obejrzeć swoją szyję. Moje lustrzane odbicie albo nie należało do mnie albo naprawdę po ranie nie było żadnego śladu. Przesunąłem tam palcem i naprawdę nie poczułem żadnej rany. Przemyłem twarz wodą, wytarłem w ręcznik i wyszedłem do pokoju. Zgasiłem światło i położyłem się spać. Czy będę miał spokojne sny? Nie chciałbym mieć takiego, jak przed pojawianiem się tego stwora. Zamknąłem oczy i nawet nie było dane mi skończyć rozmyślań, bo zostałem porwany przez Morfeusza.  
-Joe. Otwórz oczy. 
Zrobiłem to. Wisiał nade mną wampir. Wpatrywał się we mnie, a ja w niego. Co to ma do cholery… Rozejrzałem się. Leżeliśmy na moim łóżku. Nadzy. Co jest?! 
-Odsuń się… Ode mnie! 
Aby go odepchnąć dotknąłem jego klatki piersiowej i od razu niemal jęknąłem. Spojrzałem na niego przerażony. Uśmiechał się do mnie. 
-Nie ma co udawać. Pragniesz mnie. 
-M-mylisz się! Kto chciałby takiego potwora, jakim jesteś! Poza tym. Jesteś FACETEM! 
-I co z tego? Czy dla miłości albo pożądania, płeć jest jakąś przeszkodą? 
-C-co ty wygadujesz? Powiedziałem, żebyś się odsunął! 
Zamiast tego on jeszcze bardziej nachylił się nade mną. 
-Ni… 
Wpił się w moje usta. Walczyłem z tym i z nim, jednak on wygrywał. Był silniejszy a do całości moje ciało reagowało na niego. Co to ma być?! To chore! Jednak ten pocałunek. Był tak namiętny, agresywny i jednocześnie zmysłowy. Zamknąłem oczy i nawet nie wiem czemu, ale sam zacząłem oddawać pocałunek. Kiedy otworzyłem oczy leżałem na łóżku w pokoju sam. Kurwa! Bez kitu! To był mój sen?! Usiadłem na łóżku i zapaliłem światło. Podwinąłem kołdrę i spojrzałem na bokserki. 
-Nie no… Stary ty tak na serio? 
Stał mi. Nie wierzę. Po śnie, gdzie całował mnie inny facet, mi najzwyczajniej w świecie stanął. Boże… Opadłem na łóżko i wsunąłem dłoń w bokserki. Złapałem za członka i zacząłem się masturbować. Cicho pojękując, aby nikogo nie obudzić, w końcu doszedłem. Wolną ręką sięgnąłem chusteczki i wytarłem dowody mojego spaczenia umysłowego. A mówią, że to co nam się śni jest naszymi pragnieniami. Nie ma mowy! Nie chciałem znowu zasypiać. Za dużo pojebanych snów, jak na jedną noc. Postanowiłem więc porobić coś na necie. 
Nawet nie wiem ile siedziałem oglądając jakieś filmy. Ziewając w końcu zamknąłem laptopa i po ubraniu się, zszedłem na dół. Spotkałem tam Michelle przed TV. Uniosłem do góry brew, bo od kiedy ona ogląda TV. Zazwyczaj jej całym światem jest facebook gdzie non stop pisze ze znajomymi. A Alexa to gdzie ona ma?
-Co oglądasz? 
-O Joe. Zaraz będzie transmisja z koncertu. 
-Koncertu? 
-No takiego tam mojego idola. 
-I-idola? Od kiedy ty masz idoli? 
Taka prawda. Moja siostra nigdy nie interesowała się takimi pierdami. Uznawała to za głupotę. Nie potrafiła zrozumieć, jak może tak bardzo jarać się inną osobą i ją ubóstwiać. Cóż, widać zmieniło się jej. 
-Odkąd wpadłam w sieci na niego. Serio. Koleś jest zajebisty. Ten głos, oczy, twarz, uśmiech. No a jakbyś zobaczył, jak on tańczy… Mówię ci on jest zajebisty. 
-A..aha. 
Zaśmiałem się i poszedłem do kuchni. Nalałem sobie do szklanki wody mineralnej. Wtedy wpadł mi też w oczy Alex. Zaśmiałem się. Malował coś przy stole. 
-Piątka Alex. 
Od razu ją przybił. 
-Hmm.. Co rysujesz? 
-Kwiatuszka dla mamy. 
Zmarszczyłem brwi. Czy tak wyglądają kwiatki. 
-Tylko mi nie wyszedł. Wiesz. Zwiędnął mi. 
No i teraz faktycznie. To jest to. Zaśmiałem się i pokręciłem na boki głową. 
-Nie martw się. Mama zrozumie. Narysuj słońce i powiedź jej, że była susza. 
Zaśmiał się i pokręcił głową.
-Oj wujku, ale z ciebie głuptas jest. 
-Nie no dzięki. 
Zaśmiałem się i poszedłem do salonu. 
-Twój syn rysuje ci kwiatka. 
Po tym ruszyłem na górę. Będąc w pokoju upiłem łyk wody. Spojrzałem na telewizor. Hmm.. Zobaczmy kim tak zafascynowała się moja siostra. Włączyłem tv i wpatrywałem się w ekran. 
-A oto wyczekiwana chwila! Przed wami Noah Lovato! 
Jakie imię i nazwisko. Na scenę wybiegł mężczyzna w długim czarnym płaszczu, na głowie mając wielki kaptur. Złapał za mikrofon, kaptur opadł… 
-To… 
Moja szklanka wyślizgnęła mi się z ręki i roztrzaskała na setki kawałków. Właśnie patrzyłem na mężczyznę z wczoraj. 
-Niemożliwe… 
Krucze włosy średniej długości, ciemna obudowa oczu, które teraz nie były krwistoczerwone a zielone. Michelle miała rację. Był niemal ideałem. Nawet ja to wiedziałem. Idealna budowa ciała, idealne rysy twarzy, usta. Był niczym młody bóg. Jednak tylko ja wiedziałem, jak daleko mu do tego.