Przepraszam Was za to, że nie wrzuciłam tego wczoraj, ale byłam na basenie. Dziś macie kolejny odcinek przygody Joe i Noah :D Mam jednak nadzieję, że odcinka nie spierdoliłam i spodoba się on Wam. Nie zajmuję Wam więcej czasu i po prostu zapraszam do czytania i komentowania :)
Stałem jak wmurowany w podłogę i gapiłem się w ekran telewizora. Jak to możliwe, że nikt jeszcze nie zauważył, że on jest wampirem?!
-Joe!
Ten krzyk przywołał mnie z powrotem na ziemię. Spojrzałem na wejściowe drzwi do mojego pokoju. Stała w nich Michelle z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
-Boże! Nie strasz mnie tak!
-Ale o co chodzi?
-Usłyszałam huk i myślałam, że coś ci się stało.
-A… nie to tylko szklanka wypadła mi z ręki.
-Boże… Czy ty zawsze musisz być taką ciapą? Nadałbyś się na smerfa ciamajdę.
-Taa… Bardzo śmieszne.
Schyliłem się do szkła i zacząłem je zbierać. Michelle weszła do pokoju i oczywiście zamiast zbierać szkło razem ze mną wlepiała gały w Noah.
-Czy on nie jest świetny?
-Tak, tak…
Wymruczałem i spojrzałem na chwilę na jej postać. Cholera, ona serio jest w niego zapatrzona jak w boski obrazek.
-Aszzz! Kurwa..
Syknąłem i spojrzałem na swój palec. Cholera! Po prostu świetnie. Odkąd poznałem tego stwora rodem z filmu o Draculi ciągle mi coś się dzieje.
-Joe… to dziwne, ale przez chwilę odniosłam wrażenie, że on na ciebie patrzył…
-Co ty gadasz? To efekt kamer. Pewnie każdy w domu pomyślał, że patrzy akurat na jego osobę.
-Może i masz rację… Musiało mi się wydawać. Idę po wodę utlenioną i jakiś plaster. Przyniosę też odkurzacz, a ty nie waż się tknąć tego szkła… Ciapo.
Zaśmiała się i wyszła. Michelle rzadko kiedy mówi takie niestworzone rzeczy jak dziś. Niepewnie spojrzałem na ekran. Wsunąłem palec do ust. Serio na mnie patrzyłeś. Nie potrzebnie zadałem to pytanie w głowie, bo facet jak przed chwilą śpiewał do fanów, od razu spojrzał na mnie. Tak, zdecydowanie patrzył na mnie. Skąd wiem? Ten jego uśmiech… Był taki jak w nocy. Podbiegłem do telewizora i wyłączyłem go. Serce waliło mi jak szalone. Jak on…
-No to posprzątajmy ten bałagan.
Do pokoju weszła moja siostra z odkurzaczem i reklamówką. Podała mi ją i zabrała się za szklankę.
-Ja zajmę się tym, a ty idź opatrzeć ranę.
Nawet nie czekała na moją odpowiedź. Od razu zabrała się za odnalezienie kontaktu, żeby podłączyć do niego odkurzacz. Westchnąłem i usiadłem na łóżku. Zająłem się raną, ale myślami byłem gdzie indziej. Chyba nie muszą mówić, gdzie moje myśli błądziły. Dokładnie. Noah. Co on mi w nocy zrobił? To przez tą krew? Czy przez to, że zlizał moją? Do tego ten sen… Na samą myśl o tym śnie poczułem pieczenie na twarzy.
-eee… Joe. Buraczysz się.
-C-co?!
Zaśmiała się jak jakiś czarny charakter i z uniesioną ku górze brwią nachyliła się tak, aby jej twarz znalazła się na równi z moją.
-Przyznaj się mój zboczony braciszku… O czym myślałeś? No mam nadzieję, że nie o mnie w stroju pokojówki.
Spojrzałem na nią totalnie zaskoczony i odskoczyłem do tyłu na łóżku.
-Weź mi życia nie obrzydzaj co?!
Mruknąłem, a ona wybuchła śmiechem.
-Jesteś taki przewidywalny, Joe.
Śmiejąc się zabrała odkurzacz i wyszła zostawiając mnie w pokoju. Boże! Nie dość, że dręczy mnie potwór to jeszcze dobija rodzona siostra. Zdecydowanie moja matka musiała usiąść jej na głowie przy porodzie i dlatego taka jest. Westchnąłem i uwaliłem się na łóżku, wpatrując się w sufit. Dziś też ma przyjść. Tylko jak on to robi? Przecież jak ma trasy koncertowe, to jakim cudem tak szybko potrafi się przemieszczać? Znaczy się… Rozumiem jego przemieszczanie, ale takie z jednego końca kraju na drugi? Nie, tego nie jestem w stanie pojąć. Mniejsza. Przerzuciłem sobie przedramię na oczy i je same zamknąłem. Błąd lub mnie, ale od razu zasnąłem. Jeśli mam być szczery, to niezmiernie cieszę się iż nie śnił mi się wampir. Po drugie, całe szczęście bo nawet nie pamiętam co mi się śniło. Obudził mnie dzwonek mojego telefonu. Otępiały usiadłem na łóżku. Na zewnątrz było już ciemno. Ile ja spałem? Podszedłem do komórki, o dziwo nie potykając się o nic po drodze. Spojrzałem na wyświetlacz. Anita. Moje serce od razu zabiło szybciej. To moja najlepsza przyjaciółka, a ja od pewnego czasu czuję do niej coś więcej niż tylko przyjaźń.
-Halo?
-No hej! Właśnie miałam się rozłączyć łosiu! Co tak długo? Gruchę waliłeś czy co?
Oboje zaśmialiśmy się głośno.
-Skąd wiedziałaś? Masz kamery u mnie w pokoju? No tego już za wiele. Ty podglądaczko!
-No co? Takiej dupy jak ty to ja nie widuję na co dzień, a do tego te mięśnie na pośladach… mmm Cud, miód i orzeszki.
Znowu zaczęliśmy śmiać się do telefonów. Kochałem rozmowy z nią. Mogliśmy tak gadać godzinami, a do tego ciągle śmiać się na przemian.
-Dobra. Łosiu. Jestem dziś w mieście, to może spotkamy się tak za godzinę?
-S-serio?! No to co nic nie mówisz!
-Właśnie powiedziałam i nie drzyj kapy, bo mi bębenek pójdzie w uchu. To jak? Pasuje?
-Jasne. To może przed naszą ulubioną kawiarnią?
Anita nic nie powiedziała, więc zmarszczyłem brwi.
-Anita? Jesteś tam? Ha…
Nagle mój telefon wyleciał, tak dosłownie wyleciał, z mojej ręki a ja podążyłem wzrokiem za nim. Na parapecie siedział Noah, a mój telefon wylądował w jego dłoni. Zapaliłem szybko światło.
-O-oddawaj go! Nie jest twój! Głuchy jesteś? Rozmawiałem. Nie wiesz co to kultura?! Oddawaj!
Podszedłem do niego i wyciągnąłem rękę. On nic nie mówiąc, uniósł tylko brew ku górze. Nie spodobało mi się to. Jego oczy na nowo były krwistoczerwone. Spojrzałem na jego dłoń.
-Proszę nie! Ten telefon jest jedynym jaki mam! Mam tam pełno numerów… Ważnych numerów.
Otworzył szeroko oczy. Chyba go tym zaskoczyłem.
-Skąd wiedziałeś, że chcę go właśnie roznieść w pył?
-N-nie wiem. Wydało mi się, że uścisk twoich palców nieco się zwiększył.
Zaśmiał się i zeskoczył z parapetu. Znowu. Znowu ma ten perfidny uśmiech na ustach. Kiedy był blisko mnie odskoczyłem do tyłu i uderzyłem plecami o ścianę.
-N-nie podchodź do mnie!
Zatrzymał się i zbadał mnie wzrokiem. Po tym ponownie uśmiechnął się, odłożył telefon i w sekundę był przy mnie. Zdecydowanie za blisko. Jego usta były tak blisko mojego ucha, że aż zadrżałem.
-O-odsuń się…
-Czyżbyś bał się, że mogę coś zrobić?
Drgnąłem od tego i zamknąłem oczy. Zapomnij o tym. Powtarzałem te dwa słowa w myślach. Tak, chodziło o ten cholerny sen.
-Nie wiem o czym mówisz…
-Owszem wiesz. Nawet za dobrze. Boisz się, że mogę cię dotknąć, pocałować, a może… wziąć?
-Ty!
Pchnąłem go, ale na nic się to dało, bo już po chwili leżałem na łóżku, a moje dłonie po obu stronach głowy. Były tak ciężkie jakby były z ołowiu. Nie mogłem nimi ruszyć. Noah śmiejąc się podszedł do łóżka, usiadł na jego skraju i założył nogę na nogę. Oparł o jedno z kolan łokieć, a no dłoni oparł brodę.
-I co ja mam z tobą zrobić co? Widzę, że pracę domową odrobiłeś. Wiesz kim jestem.
-Owszem. Wiem. Jak mogli nie skapnąć się kim, a raczej czym jesteś? Masz tyle fanek i…
-Dokładnie. Mam. To tak, jak darmowa krew. Wiesz ile jest chętnych oddać ci się na jedną noc? Oczywiście muszę się hamować bo wtedy wiedzą, że to ja jestem z tą laską i od razu jestem jako pierwszy podejrzany.
-Ale wtedy… Zabiłeś.
-haha! Tak, zabiłem. Nie była to moja fanka. Przypadkowa osoba. Oh… To było coś. Nie musiałem się hamować od dawna.
-Z-złapią cię!
Spojrzał na mnie jak na debila i parsknął śmiechem.
-Młody. Mam setki lat, robię to od setek lat… Nie złapali mnie przez stulecia i myślisz, że teraz to zrobią? Nie bądź śmieszny.
Nagle siedział na mnie okrakiem i uśmiechał się szeroko.
-C-co ty?
Spojrzałem szybko na drzwi. Przecież oni nie śpią jeszcze, a jeśli wejdzie ktoś…
-Jesteś strasznie przewidywalny, wiesz?
Spojrzał na drzwi i kluczyk znajdujący się w drzwiach przekręcił się, tym samym zamykając pokój. Spojrzał na mnie i nachylił się nade mną.
-A teraz pora nasycić się… Zrezygnowałem dla ciebie z dziesiątek fanek. Miej to na uwadze. Będę delikatny… Chyba.
Zaśmiał się i wyprostował, oblizując się w tak dziki sposób, że aż poczułem ciarki na całym ciele. Serce od razu zamieniło się w skrzydła kolibra.
-Właśnie tak, Joe. Ma tak bić tylko przy mnie..